Saakaszwili: "Najtrudniejszy wybór w moim życiu"

Aktualizacja:

- Odpowiedź na pytanie, czy podjęliśmy akcję zbrojną brzmi "tak" - powiedział parlamentarnej komisji śledczej prezydent Gruzji, Micheil Saakaszwili. - To była trudna decyzja, ale nieunikniona - mówił.

To pierwsze zeznanie gruzińskiego prezydenta przed komisją parlamentarną, która ma zbadać okoliczności wybuchu pięciodniowej wojny osetyjskiej. Saakaszwili bronił swojej decyzji jako reakcji na rosyjskie działania. - Obywatele Gruzji byli tam w niebezpieczeństwie - mówił.

Chmury nad Saakaszwilim

Tymczasem według coraz liczniejszych raportów, to właśnie Gruzja rozpoczęła wojnę: 7 sierpnia dokonała ostrzału artyleryjskiego stolicy Południowej Osetii, gdzie od 1992 roku w ramach mandatu ONZ przebywały rosyjskie wojska. W odpowiedzi, Rosjanie wtargnęli do Gruzji zbrojnie i zajęli znaczną część jej terytorium. Zachód skrytykował Moskwę.

Jest odpowiedzialnością każdego demokratycznie wybranego przywódcy bronić jego kraj, granice i pokojowo żyjącą ludność. Nie mogłem uwierzyć, że oni [Rosjanie - red.] przekroczą tę czerwoną linię, nie mogłem uwierzyć, że będą pierwsi, żeby zrobić ten krok. Micheil Saakaszwili, prezydent Gruzji

- Jest odpowiedzialnością każdego demokratycznie wybranego przywódcy bronić jego kraju, granic i pokojowo żyjącej ludności - mówił przed komisją gruziński prezydent. - Nie mogłem uwierzyć, że oni [Rosjanie - red.] przekroczą tę czerwoną linię, nie mogłem uwierzyć, że będą pierwsi, żeby zrobić ten krok.

Nie było poparcia Waszyngtonu

Rozmawiając z dziennikarzami przed posiedzeniem komisji parlamentarnej, Saakaszwili powiedział: "Nie mieliśmy zielonego światła od nikogo". W tych słowach odniósł się do wypowiedzi byłego ambasadora Gruzji w Moskwie, Erosiego Kicmariszwili, i licznych spekulacji prasowych, według których to Waszyngton stał za decyzją gruzińskiego prezydenta.

- Wszystko, co mogę powiedzieć w tej sprawie [telefonicznego wsparcia amerykańskiej Sekretarz Stanu Condoleezy Rice -red.], to tyle, że jest to całkowity nonsens, ale nawet gdyby tak było, ten pan nie jest w stanie tego wiedzieć - mówił prezydent o Kicmariszwilim. - Jego stanowisko nie upoważniało go do obecności na żadnym z oficjalnych spotkań, przy żadnym z kontaktów.

Sam Waszyngton wielokrotnie już zaprzeczał, jakoby dał przyzwolenie na inwazję w Osetii Południowej.

Źródło: Reuters