Węgrzy uspokajają, że czerwony szlam, który dotarł już jednego z trzech koryt Małego Dunaju, nie stanowi wielkiego niebezpieczeństwa. Rumuni zażądali jednak od parlamentu w Budapeszcie o "pełnych informacji" ws. zanieczyszczenia.
Toksyczne odpady wydostały się dwa dni temu z pękniętego zbiornika obok huty aluminium. Na skutek wycieku około miliona metrów sześciennych czerwonego szlamu zginęły cztery osoby, a obrażenia odniosło około 120. Kilkaset rodzin trzeba było ewakuować.
Węgierskie służby ratunkowe i naukowcy uspokajają, że nie dojdzie do wielkiej katastrofy ekologicznej w Dunaju. Jak podkreślił rzecznik węgierskich służb ratunkowych Tibor Dobson, w Rabie, gdzie szlam dotarł wcześniej w czwartek, nie stwierdzono śnięcia ryb. Substancja całkowicie zniszczyła natomiast życie w rzece Marcal, gdzie przedostała się tuż po poniedziałkowym wycieku.
Nie jest źle
- Czerwony szlam, który w czwartek rano dotarł do Dunaju, nie stwarza ryzyka napromieniowania ludności - zapewnili eksperci Węgierskiej Akademii Nauk (MTA) po przeprowadzeniu badań w miejscu wycieku.
Ekipa naukowców wydała w czwartek komunikat, w którym pisze, że czerwony szlam można uznać za substancję niebezpieczną tylko we względu na to, że zawiera ług. - Natomiast stężenie w niej ciężkich metali nawet nie zbliża się do granicy dopuszczalnej ze względów zdrowotnych, a zawartość ołowiu jest mniejsza niż w zwykłej glebie - informuje portal InfoRadio.hu.
Skutki mają też przynosić środki zaradcze stosowane przez służby ratunkowe. - Dzięki neutralizacji gipsem udało się obniżyć zasadowość czerwonego szlamu do poziomu poniżej 10 pH - poinformowała agencja MTI. Według informacji agencji, przy takiej wartości pH szlam prawdopodobnie nie spowoduje już dalszych szkód w środowisku.
"Tu się nie da żyć"
Miejsce katastrofy odwiedził w czwartek premier Węgier Viktor Orban. Jego zdaniem nie ma sensu odbudowywanie Kolontaru, jednej z kilku wiosek zalanych szlamem. - Prawdopodobnie będziemy musieli zbudować nowe osiedle mieszkalne, a tę część zapewne odgrodzimy na zawsze jako pomnik. Tu się nie da żyć - ocenił.
Orban powtórzył, że przyczyną katastrofy najprawdopodobniej był błąd ludzki i będzie konieczne ustalenie winnych. Jak dodał, najpewniej proces niszczenia ścian zbiornika ze szlamem trwał dość długo i należało wykryć zagrożenie, zanim zapora runęła. - Gdyby to się stało w nocy, zginęliby wszyscy. Nie mam słów na taki brak odpowiedzialności - powiedział Orban.
Rumuni nasilają kontrole
Władze rumuńskie nasiliły w czwartek kontrolę wody po dotarciu czerwonego szlamu do Dunaju. Zaapelowały jednocześnie o szczegółowe informacje na temat substancji zawartych w szlamie. - Pobieramy próbki z wód Dunaju co trzy godziny - powiedział Adrian Draghici, dyrektor Państwowego Urzędu Wodnego w Mehedinti, okręgu na południowym zachodzie Rumunii, w którym Dunaj wpływa na terytorium tego kraju.
Według niego, toksyczna substancja może dotrzeć do rumuńskiego odcinka Dunaju w sobotę wieczorem.
Skazani na domysły, gotowi na wszystko
- Jesteśmy przygotowani na każdą ewentualność i jeśli będziemy mieć najmniejszy sygnał, że wody Dunaju są zanieczyszczone w momencie wpływania na terytorium Rumunii, natychmiast wprowadzimy całkowity zakaz dostarczania ich ludności - powiedział Draghici.
Dyrekcja generalna rumuńskiego urzędu wodnego zapewniła, że jest w stałym kontakcie z władzami Węgier, które na bieżąco informują stronę rumuńską o działaniach podejmowanych w celu spowolnienia przepływu czerwonego szlamu.
Źródła w rumuńskich instytucjach zajmujących się jakością wody powiedziały jednak agencji AFP, że nie otrzymały od Węgrów informacji o stężeniu metali ciężkich w czerwonym szlamie. - Wobec braku takich informacji jesteśmy skazani na domysły - wyraziło ubolewanie jedno ze źródeł.
Komisja Ochrony Środowiska parlamentu rumuńskiego podała, że oficjalnie wystąpiła do parlamentu Węgier o "pełne informacje" w sprawie zanieczyszczenia.
Źródło: PAP, Reuters