Polski śmigłowiec Mi-24 z kilkoma żołnierzami na pokładzie spadł niedaleko bazy Ghazni w Afganistanie. Chociaż katastrofa wyglądała groźnie, nikomu nic się nie stało. Żołnierze wrócili już do swoich obowiązków.
Do zdarzenia doszło około godziny 14.30 czasu lokalnego, czyli około 11 przed południem czasu polskiego w odległości kilkudziesięciu metrów od bazy w Ghazni.
- Śmigłowiec Mi-24 ze składu samodzielnej grupy powietrznej lądował awaryjnie w chwilę po starcie z bazy - powiedział TVN24 mjr Piotr Michrowski, rzecznik kontyngentu polskiego w Afganistanie.
Na pokładzie byli tylko Polacy – załoga i około dziesięciu żołnierzy, powiedział TVN24 ppłk Dariusz Kacperczyk z Dowództwa Operacyjnego. Mjr Michrowski zaznaczył jednak, że żołnierzy było mniej, niż dziesięciu. Nie uściślił jednak ich liczby.
Nikomu nic poważnego się nie stało. Żołnierze odnieśli jedynie stłuczenia i byli w stanie wydostać się z maszyny o własnych siłach.
- Żołnierze wykonują już swoje zajęcia - podkreślił mjr Michrowski.
Przyczyna - na pewno nie ostrzał
Ppłk Kacperczyk wykluczył ostrzał jako przyczynę awarii śmigłowca, ale dodał, że ostateczne przyczyny katastrofy zbada specjalna komisja. - Maszyna została przetransportowana do bazy, gdzie technicy i specjaliści ocenią uszkodzenia - dodał Michrowski.
Jest to pierwszy taki wypadek w obecnej zmianie w Afganistanie.
W lutym br. doszło jednak do innego wypadku z udziałem polskiego Mi-24. Na poligonie "Toruń" w województwie kujawsko-pomorskim załoga helikoptera przygotowywała się do misji w Afganistanie, ćwicząc strzelanie w warunkach nocnych, zarówno bez noktowizora, jak i z jego wykorzystaniem. Maszyna runęła jednak na ziemię. W katastrofie zginął jeden z pilotów - 32-letni Robert Wagner.
Źródło: TVN24, PAP