22 listopada w wywiadzie dla "Newsweeka" minister obrony ujawnił, że "NATO dysponuje planami na wypadek agresji na Polskę". Rosjanie usłyszeli, że chodzi o "rosyjską agresję" i mocno krytykują ministra.
Według rosyjskiej gazety "RBK-daily", wydawanej we współpracy z niemieckim dziennikiem "Handelsblatt", "prowokacyjne" wystąpienie Klicha "grozi wywołaniem skandalu w stosunkach Moskwy i Warszawy, a także postawieniem w niezręcznej sytuacji innych członków Sojuszu Północnoatlantyckiego".
Niemniej dziennik zauważa, iż "eksperci wątpią w istnienie takich dokumentów w NATO - w każdym razie w kontekście, o jakim mówił Bogdan Klich". - Natomiast postępowanie szefa sił zbrojnych Polski nie wywołuje u nich zdziwienia. "Rosyjskie zagrożenie" stało się ostatnio natrętną ideą dla niektórych polskich polityków, zaniepokojonych ociepleniem relacji Moskwy i Waszyngtonu - pisze "RBK-daily".
Wypowiedź, której nie było
Gazeta pisze dalej, że "na początku listopada szef polskiego MSZ Radosław Sikorski poprosił USA o rozmieszczenie na terytorium Polski amerykańskich wojsk, żeby obronić kraj przed możliwą agresją ze strony Rosji".
Nic to, że agencja Interfax, która powiadomiła o takiej rzekomej wypowiedzi Sikorskiego, przeprosiła później
U podstaw wypowiedzi Klicha leży rozczarowanie kompleksu wojskowo-przemysłowego Polski rezygnacją USA z rozmieszczenia na polskim terytorium elemetów tarczy antyrakietowej Aleksiej Muchin
Niemniej "RBK-daily" komentuje: - Politolodzy są przekonani, że za podobnymi wypowiedziami stoi uraza Warszawy z powodu decyzji prezydenta USA Baracka Obamy dotyczącej zamrożenia planów wykorzystania Polski jako bazy wypadowej dla rozmieszczenia globalnego systemu obrony przeciwrakietowej.
Polski "kompleks wojskowo-przemysłowy" rozczarowany
Dziennik przytacza też opinię analityka Aleksieja Muchina, którego zdaniem "u podstaw wypowiedzi Klicha leży rozczarowanie kompleksu wojskowo-przemysłowego Polski rezygnacją USA z rozmieszczenia na polskim terytorium elementów tarczy antyrakietowej".
- Chodzi o to, że Polacy już podpisali wszystkie niezbędne umowy i liczyli na duże sumy ze strony Amerykanów, które planowali wydać na poprawę swojej infrastruktury wojskowej. Wszystko wskazuje na to, że pieniędzy tych nie dostaną. Dlatego teraz zabiegają w Waszyngtonie o podjęcie alternatywnych kroków, które dałyby amerykańskiemu Kongresowi podstawę do przyznania Polsce środków na inne projekty - cytuje "RBK-daily" Muchina.
Rogozin atakuje
Słowami Klicha zainteresował się już w środę znany z ciętego języka ambasador Federacji Rosyjskiej przy NATO Dmitrij Rogozin. On również powoływał się na słowa o planach NATO "na wypadek rosyjskiej agresji".
- Nie bacząc na to, że plany te są tajne, Klich przekazał, iż po (wrześniowych) manewrach Rosji i Białorusi stały się one aktualniejsze - oświadczył dyplomata, nazywając Klicha "gadatliwym".
Drążąc dalej Rogozin podkreślił, że "do tej pory żaden z polskich ministrów oficjalnie nie przyznawał istnienia takich planów", ale "na złodzieju czapka gore".
Wszystko przez białorusko-rosyjskie manewry
Całe zamieszanie z "rosyjską agresją" zaczęło się 12 listopada, gdy szef polskiego MSZ wyraził zaniepokojenie z powodu rosyjsko-białoruskich manewrów wojskowych, przeprowadzonych we wrześniu w pobliżu granic Polski.
Minister wystosował w tej sprawie list do sekretarza generalnego NATO Andersa Fogha Rasmussena, w którym napisał, że Polska jest zaniepokojona ofensywnym charakterem tych manewrów.
W odpowiedzi na list 18 listopada Sojusz wydał oświadczenie, w którym podzielił niepokój Polski. NATO podkreśliło, że ćwiczenia te nie pasowały do obserwowanej poprawy w stosunkach politycznych i we współpracy między Sojuszem a Rosją.
Wrześniowe ćwiczenia "Zachód-2009" były jednymi z największych manewrów rosyjsko-białoruskich od rozpadu ZSRR. Ich celem było przećwiczenie współdziałania armii Rosji i Białorusi w odpieraniu agresji z kierunku zachodniego, z Polski.
Źródło: tvn24.pl, PAP