Poszukiwania zaginionych dwóch pilotów samolotu szturmowego Su-25, który rozbił się w Kraju Stawropolskim w Rosji trwały blisko dobę. W środę rosyjskie ministerstwo obrony przyznało, że nie żyją. Resort dodał, że piloci nie zdążyli się katapultować.
Samolot szturmowy Su-25 rozbił się we wtorek w czasie wykonywania treningowego lotu. W tym dniu rosyjskie ministerstwo obrony podało, że maszyna spadła na niezamieszkany teren, a piloci zdążyli się katapultować. Resort poinformował ponadto, że trwają ich poszukiwania z udziałem helikoptera.
Rosyjskie media relacjonowały we wtorek, że spadający samolot Su-25 widzieli mieszkańcy wsi w Kraju Stawropolskim, którzy zbierali z pola słonecznik. W przekazach pojawiały się też doniesienia, że piloci najprawdopodobniej żyją, a w miejscu, gdzie doszło do katastrofy, pojawiły się spadochrony.
"Doświadczony pilot za sterami"
Początkowo resort obrony twierdził, że piloci zdołali się katapultować. Rozmówca agencji RIA Nowosti przekonywał, że za sterami szturmowca był "doświadczony pilot, który wykonywał zadania w Syrii". - Szukają ich (dwóch pilotów - red.). Nie wiadomo, gdzie są. Samolot wbił się w ziemię na głębokości trzech metrów. Maszynę odkopują - mówił.
Po dobie poszukiwań rosyjskie ministerstwo obrony przyznało, że piloci nie żyją. Ich ciała zostały odnalezione w zniszczonej kabinie Su-25. Media ujawniły nazwiska zmarłych: major Jurij Borcow i kapitan Artiom Łycziew z 368. pułku lotniczego, stacjonującego w mieście Budionnowsk (w Kraju Stawropolskim na Kaukazie).
"Śledczy biorą pod uwagę dwie wersje przyczyn katastrofy szturmowa: błąd pilota i awarię sprzętu" - relacjonowała w środę agencja TASS. W czwartek poinformowała, że śledczy odnaleźli czarne skrzynki, które "nadają się do odczytania".
"Wojsko zawiesiło loty samolotów szturmowych w południowej Rosji do czasu ustalenia przyczyn katastrofy" - przekazała agencja Rosbalt.
Autor: tas / Źródło: RIA Nowosti, TASS, Rosbalt
Źródło zdjęcia głównego: Flick (CC BY 2.0) Fedor Leukhin