"Kilkoro nieprzytomnych, zmarzniętych dzieci znaleźli mieszkańcy". "Obóz śmierci" nad jeziorem

Dzieci, które przeżyły tragedię na jeziorze w Karelii, wróciły do Moskwy
Dzieci, które przeżyły tragedię na jeziorze w Karelii, wróciły do Moskwy
mchs.gov.ru
Dzieci, które przeżyły tragedię na jeziorze w Karelii, wróciły do Moskwy mchs.gov.ru

Rosyjskie media ujawniają coraz więcej szczegółów dramatycznego wydarzenia na jeziorze w Karelii, gdzie w sobotę, w czasie burzy, utonęło 14 dzieci. Telewizja REN podaje, że dwóch opiekujących się dziećmi instruktorów miało zaledwie 17 i 19 lat. Portal Fontanka relacjonuje, że ci, którym udało się przeżyć, czekali na pomoc ponad 12 godzin.

"Przeżyć!" - pod takim hasłem reklamował się na portalach społecznościowych obóz survivalowy dla dzieci i młodzieży w Karelii. Proponował wycieczki na jeziorze Siamoziero. W sobotę jeden z rejsów zakończył się tragicznie. 47 uczestników obozu wypoczynkowego i czworo instruktorów, którzy wypłynęli na jezioro na dwóch łodziach i tratwie, zaskoczyła burza. "Szkoła przetrwania okazała się mrzonką" - komentowały rosyjskie media. Podały, że utonęło 14 dzieci w wieku 12-14 lat. Ratownicy odnaleźli dotąd 13 ciał. Akcja poszukiwania trwa.

"Jedną z ofiar jest 17-letni instruktor, który umiejętności pływania łodzią zdobył, według niektórych źródeł, zaledwie rok wcześniej, odpoczywając w obozie dla dzieci. Właściwie to on nie był instruktorem. Nie miał odpowiedniej licencji, co oznacza, że nie miał prawa opiekować się grupą" – napisał rosyjski portal svpressa.ru w artykule "Obóz śmierci na brzegu Siamoziero".

Przypomniał, że w feralnym dniu ministerstwo ds. sytuacji nadzwyczajnych w Karelii wielokrotnie ostrzegało o zbliżającej się burzy.

"W regionie jest sporo rzek i jezior, w wielu miejscach powstały obozy wypoczynkowe. Informacja o niepogodzie zapewne dotarła też do kierownictwa ośrodka wypoczynkowego Park-Hotel (organizował wyprawę), jednak tamci ją zignorowali" - komentował portal svpressa.ua. Stwierdził, że po zatonięciu łodzi, "z każdą godziną, na każdym etapie prowadzonej akcji ratunkowej, wychodziły na jaw liczne nieprawidłowości, popełnione przez organizatorów wycieczki".

"Nikt, poza obozem, o rejsie nie wiedział"

"Ci, którym udało się przeżyć, oczekiwali na pomoc ponad 12 godzin. W mokrym ubraniu, na zimnie. Sprowadzenie pomocy było trudne, bo wycieczka nie została zarejestrowana w ministerstwie ds. sytuacji nadzwyczajnych. Wygląda na to, że nikt, poza obozem, o tym rejsie nie wiedział. Dziewczynka z Moskwy, która zdążyła dopłynąć do brzegu, przeleżała przez kilka godzin na ziemi. Była nieprzytomna. Odzyskała przytomność i zdołała dojść do najbliższej miejscowości, gdzie było schronisko z psami. Właścicielka zakładu wezwała ratowników. Kilkoro innych, nieprzytomnych, zmarzniętych dzieci, znaleźli mieszkańcy" – relacjonowała fontanka.ru.

W rozmowie z dziennikarzami mieszkańcy okolicznych wiosek, którzy pomagali ratować dzieci, opowiadali, że w czasie burzy na łodziach wybuchła panika. "Instruktorzy nie widzieli, co robić. Jeden z nich krzyczał na dzieci, by nie czepiały się jego, odpychał je. W pewnym momencie jedna łódź uderzyła o inną, ktoś stracił wiosło, dzieci powpadały do wody, zachłysnęły się" – opowiadała pani Irina.

Rzecznik rosyjskiego Komitetu Śledczego, Władimir Markin, oskarżył instruktorów, że w czasie tragedii myśleli głównie o sobie.

Walka o puszkę

Fontanka.ru zebrała relacje rodziców, którzy wcześniej wysłali dzieci na wypoczynek do ośrodka w Karelii, a później kierowali skargi do różnych urzędów.

"Wiedzieliśmy, że wycieczkę należy zarezerwować jeszcze w styczniu, bo było wielu chętnych. Później okazało się, że są jeszcze wolne miejsca" – opowiadała mama 12-letniego Feliksa, Jelena, mieszkająca w Petersburgu. Ich syn wyjechał do obozu wiosną 2015 roku. Po kilku dniach pobytu zadzwonił i poprosił, żeby rodzice przyjechali. "Przyjechaliśmy. Feliks był brudny i głodny. Dzieci walczyły o puszkę z mięsem. Syn przez dwa tygodnie mieszkał w namiocie, w pobliżu obozu. Tuż obok łowisko. Rybacy pili, palili i przeklinali. Namioty z dziećmi były ustawione w kałużach. Toalet nie było" – opowiadał wstrząśnięty ojciec Feliksa, Michaił.

Rodzice Feliksa napisali skargę do prokuratury. Twierdzą, że zostali oszukani, że zapłacili za pobyt dziecka w obozie, a nie w namiocie. Odpowiedź na skargę jednak dotąd nie nadeszła.

"Oprócz skarg rodziców były także procesy sądowe. Park-Hotel nie płacił za czynsz i prąd. Łamał także przepisy o ochronie środowiska. Nie spełniał również norm bezpieczeństwa" – informował portal lenta.ru.

Na wypoczynek do Karelii jechały dzieci z wielu miast, w tym także z Moskwy. Niektóre, z wielodzietnych czy biednych rodzin z kłopotami, były wysyłane tam przez urzędników, a za ich pobyt w obozie płaciły samorządy. Cała 51-osobowa grupa, która wybrała się na feralną wycieczkę do Karelii, przyjechała z Moskwy.

Zatrzymania winnych

Po sobotniej tragedii, na zlecenie Komitetu Śledczego, rosyjskie służby zatrzymały dyrektorkę ośrodka wypoczynkowego Park-Hotel Siamoziero, Jelenę Reszetową, jej zastępcę Wadima Winogradowa oraz dwie instruktorki: Reginę Iwanową i Ludmiłę Wasiljewą. Pod ich opieką znajdowały się dzieci w momencie, gdy doszło do dramatu.

Jak informuje rosyjskie ministerstwo ds. sytuacji nadzwyczajnych, 33 dzieci, które przeżyły wycieczkę, wróciło na pokładzie wysłanego za nimi samolotem do Moskwy. Dwanaścioro z nich trafiło na badania do szpitala.

20 czerwca ogłoszono w Karelii dniem żałoby.

Autor: tas\mtom / Źródło: ren.tv, fontanka.ru, svpressa.ru, lenta.ru