Stary Kontynent nigdy nie wzbudzał szczególnego zainteresowania Obamy. Po 2,5 latach kadencji można wręcz było odnieść wrażenie, że dla niego Europa kończy się na Odrze, potem jest czarna dziura, a potem Rosja. To Moskwa stała się na Starym Kontynencie priorytetem dla Obamy. Kosztem, niestety, interesów krajów Europy Środkowej i Wschodniej.
W marcu 2009 w Genewie sekretarz stanu Hillary Clinton i minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow nacisnęli symboliczny przycisk "reset". I tak zaczęło się restartowanie nienajlepszych stosunków Rosji z USA. Ukoronowaniem nowej ery w relacjach Waszyngton – Moskwa była wizyta Obamy w Rosji w lipcu 2009.
Wizytówka dyplomacji Obamy
W kolejnych miesiącach "reset" stał się symbolem poprawy relacji dwustronnych i zaczął odgrywać większą rolę w polityce Baracka Obamy, również z uwagi na brak sukcesów na innych kierunkach.
Dziś administracja Obamy chwali się "resetem" jako jednym ze swych największych, jeśli nie największym osiągnięciem w polityce zagranicznej. Ale są i tacy w Ameryce, dla których jest to nie osiągnięcie, a porażka. W zamian bowiem za wątpliwą pomoc Moskwy ws. Iranu i Afganistanu Waszyngton zaczął ustępować wszędzie tam, gdzie tego chciała Rosja. Nawet sprawa redukcji arsenałów jądrowych, na której punkcie Obama ma niemal obsesję, jest załatwiana po myśli Rosjan.
Zaproponowana przez USA polityka "resetu" przyniosła Rosji szereg korzyści geopolitycznych, prestiżowych i gospodarczych. Jedne z najważniejszych to wycofanie się USA z planów rozmieszczenia elementów tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach.
Niepokój w Europie Środkowej
Biały Dom zapewniał, że "reset" nie będzie się odbywał kosztem relacji USA z sojusznikami w Europie Środkowej i Wschodniej. Wiceprezydent Joe Biden mówił: - Nie zgodzimy się z Rosją na wszystko... Nie uznamy, że jakiś kraj ma swoją strefę wpływów.
Nie wszystkich te zapewnienia przekonały. W lipcu 2009, już po wizycie Obamy w Moskwie, grupa byłych przywódców środkowoeuropejskich napisała do prezydenta USA list otwarty, w którym doceniali zalety "resetu", ale przede wszystkim obawiali się konsekwencji dla regionu.
Obawy ziściły się już 17 września 2009, gdy Obama zrezygnował z tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach. Na dodatek zrobił to w fatalnym stylu – wystarczy przypomnieć choćby sposób poinformowania zainteresowanych, np. nocne telefony.
Rewizja planów amerykańskich pokazała, że Waszyngton jest zmuszony uwzględnić stanowisko rosyjskie w kwestii bezpieczeństwa europejskiego, zwłaszcza w regionie Europy Środkowej.
Rezygnacja przez USA z promowania rozszerzenia NATO na obszar WNP stanowi kolejną korzyść, jaką Rosja odniosła dzięki polityce "resetu". Stany Zjednoczone ograniczają się do retorycznego popierania polityki "otwartych drzwi", która jednak jest obecnie pustym zobowiązaniem.
Rosja zyskuje
W zamian za rzekomą pomoc w rozwiązaniu problemu irańskiego programu atomowego i pomoc logistyczną w sprawie Afganistanu, Obama de facto wycofał USA z aktywnej polityki w Europie Środkowej i Wschodniej. Zrezygnował z tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach. Zrezygnował z rozszerzania NATO na wschód. Porzucił Kaukaz i Azję Centralną (dobrym przykładem bierna akceptacja prorosyjskiego puczu w Kirgistanie rok temu). Uznał wyłączność praw Moskwy do przestrzeni postsowieckiej.
Europa Środkowa znalazła się na marginesie polityki zagranicznej USA. Tymczasem kryzys gospodarczy i rewizjonistyczna polityka Rosji, która realizuje ambicję odbudowy strefy wpływów już także poza dawnymi granicami Związku Sowieckiego, postawiły pod znakiem zapytania przyszłe stabilność i bezpieczeństwo regionu.
Źródło: tvn24.pl