Ramadan uratuje Kaddafiego?


Determinacja Muammara Kaddafiego zdecydowanego walczyć do upadłego jest powodem przeciągania się operacji NATO przeciwko Libii i wynikających na tym tle napięć między sojusznikami - pisze poniedziałkowy "Daily Telegraph". Dodatkową komplikacją jest ramadan, islamski okres postu, rozpoczynający się już za trzy tygodnie.

"NATO niepokoi perspektywa wstrzymania powstańczej ofensywy z końcem miesiąca, ponieważ poszczący muzułmanie nie będą w stanie przystąpić do działań wojskowych na dużą skalę" - napisał publicysta brytyjskiej gazety Con Coughlin.

Muzułmański kalendarz sprzyja Kaddafiemu

"Przedstawicieli NATO niepokoi także możliwy negatywny wpływ kontynuowania wojskowych działań Sojuszu przeciwko krajowi muzułmańskiemu w okresie ramadanu na opinię w świecie muzułmańskim" - zaznaczył dziennikarz "Daily Telegraph".

"Nastanie ramadanu dla wielu członków brytyjskiego rządu okazało się niepożądanym zderzeniem z rzeczywistością, ponieważ zakładali, że jeśli tylko NATO utrzyma presję na Kaddafiego, to libijski dyktator upadnie na duchu i zrzeknie się władzy" - zaznaczył publicysta.

Ramadan, to według gazety najnowsza, lecz nie jedyna potencjalna komplikacja.

Różnice wśród rebeliantów i koalicji

Według Coughlina powstańcza Narodowa Rada Libijska w Bengazi dała do zrozumienia, że jest gotowa przystąpić do rozmów z Kaddafim w celu zakończenia walk, ale tę inicjatywę zdusił w zarodku szef brytyjskiego MSZ William Hague, oświadczając, że nie ma mowy o kompromisie tak długo, jak Kaddafi jest u władzy.

Może to oznaczać, że cele natowskich sojuszników i powstańców nie są tożsame - sugeruje autor.

Dla lokalnych plemion ważniejsza od zajmowania terenów innych plemion jest obrona ich własnego terytorium. Tłumaczy to, dlaczego nie brak bojowników gotowych bronić Bengazi, a także dlaczego nie rwą się oni do walki poza nim i do ofensywy na Trypolis. "Daily Telegraph"

"Dla lokalnych plemion ważniejsza od zajmowania terenów innych plemion jest obrona ich własnego terytorium. Tłumaczy to, dlaczego nie brak bojowników gotowych bronić Bengazi, a także dlaczego nie rwą się oni do walki poza nim i do ofensywy na Trypolis" - wskazał autor artykułu pod tytułem: "Kampania zbudowana na piasku".

Nie ma też pewności, czy cele powstańców z Misraty są zgodne z celami powstańców z Bengazi. Na rozbieżności wskazują w swych ocenach zachodnie służby wywiadowcze - tłumaczy publicysta.

Londyn i Paryż przesadzają?

Coughlin twierdzi, że Londyn i Paryż zbyt szeroko interpretują rezolucję nr 1973 Rady Bezpieczeństwa ONZ, będącą formalno-prawną podstawą interwencji zbrojnej w Libii w obronie ludności cywilnej. Rezolucja nie była pomyślana jako mandat do zbrojnego obalenia libijskiego reżimu, a taki jest faktyczny cel natowskich bombardowań.

Wysyłanie do Libii brytyjskich doradców wojskowych, głównie byłych komandosów sił specjalnych SAS, by zwiększyć bojową skuteczność powstańców oraz francuskie dostawy broni dla nich, nazywa Coughlin krokiem sprzecznym z rezolucją RB ONZ, nakładającą embargo na dostawy broni dla obu stron i groźną eskalacją konfliktu.

Obawia się, że w reakcji na dostawy broni dla powstańców, państwa afrykańskie będą dostarczać broń Kaddafiemu.

Wyrazem napięć w natowskiej koalicji jest też stanowisko rządu włoskiego, którego premier Silvio Berlusconi oświadczył ostatnio, że od początku był przeciwny interwencji. Inni przedstawiciele rządu zasygnalizowali, że Włochy są przeciwne wydłużeniu akcji, która upływa z końcem września. Jest to ważne, ponieważ dowództwo natowskiej akcji mieści się w Neapolu, a samoloty egzekwujące strefę zakazu lotów dla lotnictwa libijskiego korzystają z lotnisk w południowych Włoszech - zwraca uwagę dziennikarz "Daily Telegraph".

Źródło: PAP