Podczas ataku na redakcję został ranny w ramię. Teraz w rozmowie z CNN szef działu publikacji "Charlie Hebdo", Laurent "Riss" Sourisseau, opowiedział o zamachu.
- Gdy padły pierwsze strzały rzuciłem się na podłogę. Słyszałem, jak zamachowcy podchodzą do leżącego kolegi i mówią: "tak, to Charb, to na pewno on, nie żyje" - opowiada Sourisseau.
- Myślałem, że terroryści przyjadą do szpitala, żeby mnie dobić - ale ostatecznie to "Charlie Hebdo" żyje i będzie działać dalej - dodał.
"Chcę żyć w otwartym świecie"
Sourisseau podkreśla, że jeśli chodzi o działalność "Charlie Hebdo", to trzeba, jego zdaniem, rozróżnić wiarę i człowieka.
- Nigdy nie naśmiewamy się z ludzi, bo każdy ma prawo wierzyć w Boga. My mamy prawo, żeby naśmiewać się z dogmatów, z tego, co mówią religie, bo rozróżniamy religię od człowieka - tłumaczy. Sam przyznaje, że jest ateistą. - Chcę żyć w otwartym świecie. Nie podobają ci się karykatury, to nie bierz ich serio. Nie oglądaj, nie czytaj, zepchnij na bok - mówi.
I podkreśla: - Ale "Charlie Hebdo" nie zabrania ludziom wiary.
Atak na redakcję
Zamachy w Paryżu sprzed dwóch tygodni były najtragiczniejszymi w skutkach atakami we Francji od kilkudziesięciu lat i wstrząsnęły opinią publiczną w Europie i na świecie.
7 stycznia w zamachu na redakcję "Charlie Hebdo" bracia Said i Cherif Kouachi zastrzelili 12 osób, w tym głównych rysowników pisma. Dzień później powiązany z napastnikami Amedy Coulibaly zabił w Paryżu policjantkę, a 9 stycznia wziął zakładników w sklepie z żywnością koszerną, zabijając cztery osoby. Terroryści zginęli tego dnia podczas operacji sił specjalnych francuskiej policji.
Autor: nsz\mtom / Źródło: CNN