Paryska prokuratura wszczęła dochodzenie w sprawia łamania w niedzielę ciszy wyborczej przez zagraniczne media i agencję AFP, które opublikowały szacunkowe wyniki z pierwszej tury wyborów prezydenckich przed zamknięciem wszystkich lokali wyborczych.
O wszczętym w niedzielę wieczorem śledztwie informują w poniedziałek francuskie gazety na swych stronach internetowych. Toczy się ono przeciwko mediom, które złamały embargo i podały szacunkowe wyniki wyborów prezydenckich przed godziną 20. Śledztwem objęto oprócz AFP media belgijskie i szwajcarskie, stronę internetową z Nowej Zelandii oraz dziennikarza belgijskiego, który na Twitterze opublikował rezultaty.
We Francji lokale wyborcze były czynne na prowincji do godz. 18, a w dużych miastach do godz. 20. Po godz. 18 na stronach internetowych m.in. belgijskiego nadawcy publicznego RTBF, belgijskiego dziennika "Le Soir", szwajcarskiego nadawcy RTS czy Radio Canada pojawiły się szacunkowe rezultaty wyborów. Ich źródłem były pierwsze cząstkowe dane z lokali wyborczych.
Szacunkowe rezultaty opierają się na danych z policzonych już kart wyborczych, wrzuconych do urn w zamkniętych o godz. 18 lokalach wyborczych na prowincji. Pracownicy ośrodków socjologicznych jak najszybciej przekazują wyniki z pierwszych 100 lub 200 kart, oddanych w setkach wytypowanych lokali. Dzięki temu w krótkim czasie dostępne są informacje o dziesiątkach tysięcy głosów.
"Nie złamaliśmy embarga"
AFP jest agencją międzynarodową i francuską. Jak można sobie wyobrazić, że nasi klienci mogliby otrzymywać od naszych zagranicznych rywali informacje na temat wyborów we Francji przed tym jak zostaną poinformowani przez AFP? Emmanuel Hoog
Teraz agencja broni się, twierdząc, że nie była pierwszym medium, które poinformowało o wynikach. - Dwa dni wcześniej ogłosiliśmy nasze reguły, nie złamaliśmy (pierwsi) embarga, ale gdy już zostało ono złamane, wypełniliśmy nasz obowiązek ze ścisłym poszanowaniem naszych zasad, w tym dyscypliny i niezawodności - tłumaczy prezes agencji Emmanuel Hoog.
W nocie do swoich odbiorców, która została nadana cztery minuty po depeszy z wynikami, AFP ostrzegła, że mogą oni publicznie rozpowszechniać te informacje na własną odpowiedzialność. Francuska agencja dodała, że "przed godziną 20 za pomocą swojego serwisu internetowego nie przekaże publicznie żadnej informacji o szacunkach".
Zagraniczne frankofońskie strony internetowe, które opublikowały dane przed zamknięciem wszystkich lokali, odnotowały rekordową liczbę wejść. - Od utworzenia strony w 1997 roku nigdy nie mieliśmy takiego ruchu. Ostatni szczyt miał miejsce w zeszłym miesiącu, po wypadku autokaru w Szwajcarii - powiedział przedstawiciel RTBF Yves Thiran.
Według danych RTBF do czatu na tej stronie między godz. 19 a 19.30 podłączonych było 180 tys. internautów, w tym 100 tys. Francuzów. To 80-krotnie więcej niż zwykle w niedzielę.
Strona internetowa belgijskiego "Le Soir" od godz. 19 do ogłoszenia pierwszych oficjalnych wyników przez francuskie media była przeciążona. W tym czasie na internetowe wydanie dziennika nie mógł wejść co drugi internauta - powiedział przedstawiciel "Le Soir" Philippe Laloux.
Rozpowszechnienie szacunkowych wyników wyborów podlega grzywnie do 3750 euro, a maksymalna kara za opublikowanie sondażu przedwyborczego to 75 tys. euro - informują francuskie media.
Źródło: PAP