Mołdawskiemu parlamentowi nie udało się wybrać prezydenta państwa. Jeśli nie uda się to również za dwa tygodnie, Mołdawii grozi powtórka wydarzeń z początku kwietnia, gdy Kiszyniów stał się areną walki między rządem a opozycją.
Kandydującej na najwyższy urząd w państwie premier Zinaidzie Grecianii zabrakło do zwycięstwa jednego głosu. Potrzebowała ich 61, tymczasem komuniści, którzy zdominowali 101-osobowy parlament, mają ich 60.
Kontrkandydat Grecianii, wysunięty przez komunistów deputowany do parlamentu, profesor medycyny Stanislav Gropa nie dostał ani jednego głosu. Partie opozycyjne Mołdawii nie wysunęły własnych kandydatów i zbojkotowały głosowanie.
Opozycja bojkotuje
Zapowiadały to już wcześniej, na znak protestu przeciwko sfałszowaniu - jej zdaniem - wyborów parlamentarnych z 5 kwietnia, które wygrali komuniści. Bezpośrednio po tych wyborach, w Kiszyniowie doszło do protestów opozycji, brutalnie stłumionych przez siły bezpieczeństwa.
Dotychczas prezydentem Mołdawii był od 2001 roku lider komunistów Vladimir Voronin. Zgodnie z konstytucją, nie może się ubiegać o trzecią kadencję. Został jednak wybrany na urząd przewodniczącego parlamentu.
Rząd obawia się powtórzenia demonstracji
Zgodnie z konstytucją, po zakończonym niepowodzeniem środowym głosowaniu, kolejna tura głosowania winna odbyć się w ciągu 15 dni. Jeśli także za drugim razem nie dojdzie do wyboru szefa państwa, parlament będzie musiał zostać rozwiązany i winny odbyć się przedterminowe wybory.
By uniknąć tego rodzaju sytuacji, władze zainicjowały rozmowy z przedstawicielami opozycji, oferując im w zamian za poparcie Grecianii urzędy wiceprzewodniczących parlamentu oraz przewodnictwo w czterech z dziesięciu komisji parlamentarnych.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24