Prezydent Unii, czyli kto?


Tony Blair czy Jan Peter Balkenende? Carl Blidt, David Miliband a może Olli Rehn czy Ursuli Plassnik? Lista potencjalnych nazwisk na nowe stanowiska w zreformowanej Traktatem Lizbońskim Unii jest długa - wylicza "Gazeta Wyborcza".

Wspólnota Europejska po sukcesie Traktatu z Lizbony nie ma czasu na długie świętowanie. Po tym bowiem, gdy ostatnie podpisy - Polski i Czech - pojawią się pod dokumentem, dwa najważniejsze nowe stanowiska będą musiały zostać obsadzone. A chodzi o nie byle kogo - prezydenta Unii (czyli przewodniczącego Rady Europejskiej) i szefa jej dyplomacji (jednocześnie wiceszefa Komisji Europejskiej).

Nie ma jednak co liczyć na pokojowe rozstrzygnięcie tego, kto stanowiska otrzyma. Szczególnie, że czasu zostało niewiele. Zgodnie z planami prezydent i minister zasiądą za biurkami 1 stycznia 2010 roku.

W Unii panuje przekonanie, że Brytyjczykom należy się jedno z ważnych stanowisk. Tym bardziej że w przyszłym roku do władzy raczej na pewno dojdą antyeuropejscy konserwatyści. wysoko postawiony rozmówca "Gazety"

Brytyjczyk vs Holender

Zdaniem brytyjskich mediów niemal pewnym kandydatem na prezydenta jest były premier Wielkiej Brytanii, Tony Blair. Jednak z punktu widzenia polityki, faworytem największych graczy w Unii jest premier Holandii, Jan Peter Balkenende, uważa "Gazeta Wyborcza".

Tego drugiego poparła bowiem Angela Merkel. I choć wybór ten osłabia poparcie dla Blaira ze strony Nicolasa Sarkozyego, za Holendrem przemawia - zdaniem rozmówców gazety - fakt, że pochodzi z małego i bezkonfliktowego kraju. Polityk ma także za sobą sukcesy w walce z kryzysem. Nie jest też postacią charyzmatyczną, co podoba się większości krajów, które chcą menedżera, nie przywódcę.

W stawce liczą się też Luksemburczyk Jean-Claude Juncker (skreślony przez Londyn za zbytni federalizm) i Fin Paavo Lipponen (blokowany przez Polskę za karierę w Gazpromie).

Szwed vs...

Podobnie wygląda sytuacja z drugim nowym stanowiskiem w UE, według rozmówcy "Gazety", ministra ds. europejskich Mikołaja Dowgielewicza, znacznie ważniejszym dla Wspólnoty. Faworytem Polski jest w tej stawce Carl Bildt, szwedzki minister dyplomacji. Nie ma on jednak poparcia dużych krajów. Dodatkowo Niemcom i Francji nie w smak jest to, że optuje za wejściem Turcji do Unii. Przeciwko niemu występują też socjaliści, chcący kogoś z lewicy.

Wśród lewicowych polityków pod uwagę brani są: Niemiec Walter Steinmeier i Brytyjczyk David Miliband. Zdaniem "Gazety" jednak właśnie będący w cieniu Blaira Miliband, sprawny dyplomata, może być "czarnym koniem".

- W Unii panuje przekonanie, że Brytyjczykom należy się jedno z ważnych stanowisk. Tym bardziej, że w przyszłym roku do władzy raczej na pewno dojdą antyeuropejscy konserwatyści - mówi gazecie jeden z wysoko postawionych rozmówców w Warszawie.

W stawce liczą się też Finowie, skłonni za Olliego Rehna oddać własnego komisarza w UE, oraz Austriacy, zwolennicy swojej Ursuli Plassnik z chadecji.

Teraz więc wszystko w rękach dyplomatów i... Vaclava Klausa.

Źródło: "Gazeta Wyborcza"