Wojsko na ulicach, wojsko w radiu i telewizji, wojsko w siedzibie rządu. Tak wygląda afrykańska Gwinea kilkanaście godzin po śmierci wieloletniego prezydenta Lansaba Conte.
Przyczyny śmierci 74-letniego gwinejskiego prezydenta nie są znane, wiadomo jednak, że był nałogowym palaczem i chorował na cukrzycę. Pogłoski o jego śmierci pojawiały się regularnie co najmniej od ponad pięciu lat, ale najnowsze doniesienia są prawdziwe. Potwierdził je przewodniczący Zgromadzenia Narodowego.
Conte doszedł do władzy w kwietniu 1984 r. na czele bezkrwawego puczu, zorganizowanego zaledwie kilka dni po śmierci pierwszego prezydenta niepodległej Gwinei Ahmeda Sekou Toure. Jak wielu afrykańskich przywódców, na początku przeżył nieudany romans z demokracją, by zostać bezwzględnym dyktatorem.
W 1990 r. Conte doprowadził do przyjęcia nowej konstytucji i od tego czasu trzykrotnie wybierany był w wyborach prezydenckich: po raz pierwszy w 1993 r., a później 1998 i 2003 r. Opozycja uważa jednak, że wyniki tych wyborów, w szczególności ostatnich, były sfałszowane.
Wojsko wyprzedza konstytucję
Zgodnie z gwinejskim prawem, obowiązki prezydenta powinien na najbliższe dwa miesiące przejąć przewodniczący jednoizbowego parlamentu - Zgromadzenia Narodowego - Aboubacar Sompare. W tym czasie powinny odbyć się wybory prezydenckie.
Wojsko postanowiło jednak nie zwlekać i wziąć sprawy w swoje ręce. Żołnierze opanowali budynki rządowe oraz budynki radia i telewizji. Jednocześnie armia ogłosiła, że gwinejska konstytucja zostaje zawieszona.
Niepodległa od 1958 r. Gwinea położona jest w zachodniej Afryce. Mimo, że kraj jest niezwykle bogaty w surowce, szczególnie boksyty, jego mieszkańcy są jednymi z biedniejszymi w tym rejonie Afryki. Sytuację pogarszają też masy uchodźców z sąsiedniego Sierra Leone.
Źródło: BBC, PAP