Nowy premier pogrążonej w kryzysie politycznym Mołdawii Pavel Filip ocenił, że jego rząd ma "ostatnią szansę", aby odzyskać zaufanie obywateli. Zaapelował o uspokojenie nastrojów do demonstrantów domagających się ustąpienia jego rządu.
- To ostatnia szansa dla klasy politycznej, aby odzyskać zaufanie obywateli Mołdawii i międzynarodowych partnerów - powiedział Pavel Filip w wywiadzie dla telewizji BBC.
W poniedziałek 25 stycznia, w dzień po wielotysięcznych demonstracjach w Kiszyniowie, opozycja zażądała rozwiązania do godz. 17 w najbliższy czwartek (godz. 16 w Polsce) parlamentu i dymisji rządu, a także zorganizowania przyspieszonych wyborów.
"Naruszenie prawa będzie karane"
Filip ostrzegł, że gdyby faktycznie odbyły się wcześniejsze wybory, "politycy przez cztery miesiące zajmowaliby się swoją kampanią wyborczą i jest możliwe, że Mołdawia nie byłaby w stanie w ciągu czterech miesięcy wypłacać pensji i emerytur".
Przestrzegł też demonstrantów przed blokowaniem dróg i oznajmił, że wszelkie ich działania, "które można uznać za naruszenie prawa, będą karane".
Dziś rumuński premier Dacian Ciolos zaproponował Mołdawii pożyczkę w wysokości 60 mln euro, aby zapobiec załamaniu ekonomicznemu kraju. Warunkiem otrzymania tych środków finansowych ma być zreformowanie przez Mołdawię jej systemu wymiaru sprawiedliwości, walka z korupcją, podpisanie projektu porozumienia kredytowego z Międzynarodowym Funduszem Walutowym i wyznaczenie nowego szefa banku centralnego.
Ciolos poinformował o tym podczas wizyty w Rumunii Filipa, szóstego premiera w ciągu roku kryzysu politycznego i niepokojów społecznych w Mołdawii.
W rezydencji Timoftiego
Kryzys polityczny w 3,5-milionowej Mołdawii trwa mimo zaprzysiężenia nowego rządu. Wcześniej kraj nie miał rządu od 29 października 2015 roku, gdy na skutek wotum nieufności i wśród oskarżeń o korupcję upadł gabinet Valeriu Streleta. Uroczystość zaprzysiężenia rządu Pavla Filipa, na którą nie wpuszczono dziennikarzy, odbyła się w ubiegłym tygodniu w rezydencji prezydenta Nicolae Timoftiego.
Mołdawianie protestują przeciw obniżeniu standardu życia i uważają, że proeuropejskim ugrupowaniom, które sprawują władzę od 2009 roku, nie udało się zrealizować koniecznych reform. Domagają się też dogłębnego śledztwa w sprawie afery, przez którą z mołdawskich banków, w niewyjaśniony nadal sposób, przed wyborami w 2014 roku zniknęło ok. 1,5 mld dolarów, równowartość jednej ósmej PKB kraju. Skandal bankowy zaostrzył kryzys gospodarczy w Mołdawii. Osłabił też mołdawską walutę, leja, obniżając poziom życia wielu mieszkańców
Autor: tas//gak / Źródło: PAP