John McCain z klasą przyjął porażkę. - Barack Obama osiągnął coś wielkiego. Miałem zaszczyt do niego zadzwonić i pogratulować mu z okazji wyboru na prezydenta tego kraju, który wszyscy tak kochamy - stwierdził w przemówieniu do swoich zwolenników. I dodał: - Porażka leży po mojej stronie. Jego zwolennicy przyjęli te słowa buczeniem i skandowali jego nazwisko.
- Kończymy długą podroż, lud przemówił wyraźnie. To historyczne wybory i doceniam ich znaczenie, także dla ludności afroamerykańskiej - stwierdził McCain. Republikanin po raz pierwszy w tej kampanii wspomniał o pochodzeniu Obamy. - Dziś przez wybór Afroamerykanina przekreślamy dyskryminację - podkreślił.
McCain obok gratulacji złożył swojemu przeciwnikowi "najszczersze kondolencje" z powodu śmierci babci. - Ona byłaby z niego dumna. Różniliśmy się w wielu kwestiach, ale obiecuję, że w tych trudnych czasach zrobię wszystko, by go wesprzeć - obiecał. Do tego samego - wsparcia nowego prezydenta-elekta - wezwał też swoich zwolenników.
Podziękowania dla wojowniczki
- Przede wszystkim wszyscy jesteśmy Amerykanami i to znaczy dla mnie najwięcej na świecie. Naturalne, że czujemy rozczarowanie, ale musimy patrzeć dalej. Walczyliśmy tak, jak byliśmy w stanie, a porażka leży po mojej stronie, nie po waszej – mówił, ale zagłuszyły go krzyki "John McCain, John McCain".
Niedoszły prezydent podziękował wszystkim swoim wyborcom oraz kandydatce na wiceprezydenta - Sarze Palin, którą określił mianem "jednego z najlepszych wojowników kampanii". Palin słuchała ze łzami w oczach.
- Nie wiem, co jeszcze mieliśmy zrobić, żeby wygrać te wybory - zakończył McCain. Żegnały go gromkie oklaski.
Źródło: tvn24.pl