Polska nie sprzedawała i nie sprzedaje broni Czeczenom, a polskie zestawy rakietowe pokazane przez rosyjską "Izwiestiję" mogą pochodzić ze zrabowanych przez Rosjan gruzińskich arsenałów - tak wynika z oficjalnego stanowiska rządu w sprawie polskich rakiet znalezionych w Czeczenii.
- Ministerstwo Spraw Zagranicznych pragnie jednoznacznie odrzucić sugerowany w przywołanym artykule zarzut udziału lub przyzwolenia Polski na przekazywanie tego typu uzbrojenia podmiotom niepaństwowym, czy też innym odbiorcom podlegającym zakazom lub ograniczeniom na podstawie prawa polskiego i wiążących zobowiązań międzynarodowych - napisano w oświadczeniu polskiego MSZ.
Polska nie ukrywa, że sprzedała Gruzinom 100 pocisków typu GROM i nie widzi w tym nic dziwnego. - Realizacja tego kontraktu została notyfikowana w formie jawnej na właściwych forach międzynarodowych zajmujących się przejrzystością transferów broni konwencjonalnej (w tym do Rejestru Broni Konwencjonalnej ONZ) - podał resort.
Rosjanie zrabowali i podrzucili?
Warszawa jednocześnie wskazuje, że to właśnie te rakiety mogły trafić do Czeczenii po wojnie w Gruzji. MSZ "ma powody przypuszczać, że odnalezione w Czeczenii polskie zestawy rakietowe mogą pochodzić z zasobów uzbrojenia przejętych przez oddziały rosyjskie lub osetyjskie w ramach operacji wojskowej na terytorium Gruzji w sierpniu bieżącego roku".
- Te doniesienia pachną prowokacją dziennikarską, bo przecież na terenie Czeczenii nigdy nie znajdowała się i nie powinna się znajdować jakakolwiek broń polskiej produkcji - skomentował rosyjską publikację minister obrony Bogdan Klich.
Rosjanie o rakietach i służbach specjalnych USA
Dziennik "Izwiestija" poinformował, że w Czeczenii znaleziono 10 października dwa przeciwlotnicze zestawy rakietowe produkcji polskiej (jeden już po użyciu, a drugi - gotowy do użycia). Gazeta podaje, że są to zestawy GROM, stanowiące odpowiednik rosyjskich zestawów Igła.
- Z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że do Czeczenii trafiły one z Gruzji, która zakupiła je w Polsce za pośrednictwem Ukrainy. Cały ten łańcuszek prawdopodobnie był kontrolowany przez służby specjalne USA - pisze dziennik. "Izwiestija" zauważają, że nie wiadomo, ile takich zestawów trafiło w ręce czeczeńskich bojowników.
Źródło: PAP