Polak Antoni Wojtuś był księdzem w Charlston w Zachodniej Wirgini. Przez całe życie żył bardzo skromnie, wszyscy - łącznie z jego rodziną w kraju - myśleli, że jest biedny. Jednak po śmierci kapłana okazało się, że był milionerem.
Antoni Wojtuś w Charlston był postacią wyjątkową. Twierdził, że zna Karola Wojtyłę, był poliglotą i samotnikiem.
W 1993 roku diecezja zawiesiła go w prawach księdza, bo mszę odprawiał tylko po łacinie. Wojtuś nie mógł publicznie udzielać sakramentów. - Wiemy jednak od sąsiadów i miejscowych księży, że ksiądz Antoni nadal pełnił posługę - tłumaczy Bryan Minor, rzecznik diecezji Wheeling–Charleston.
Miał prawie dwa miliony
Przez trzy lata od śmierci księdza biuro szeryfa w Charleston w Zachodniej Wirginii prowadziło śledztwo mające ustalić spadkobierców księdza.
- Znaleźliśmy dokumenty, głównie wyciągi bankowe, które wskazywały na to, że miał sporo pieniędzy. Wtedy sądziliśmy, że chodzi o jakieś pół miliona dolarów, ale gdy wszystko podliczyliśmy okazało się, że jego majątek to nieco poniżej dwóch milionów dolarów - mówi Allen Bleigh, zastępca szeryfa ds. podatkowych.
Rodzina o milionach nic nie wiedziała
Informacja zszokowała nie tylko mieszkańców Charlston, ale i jego rodzeństwo mieszkające w Polsce.
- On to wszystko trzymał w tajemnicy, tak sobie ja wyobrażałem. Jeżeli on by powiedział, ile ma pieniędzy to wszyscy chcieliby jechać do niego, albo by chcieli od niego pieniądze - uważa brat księdza Antoniego, Władysław Wojtuś.
Biuro szeryfa w Charleston skończyło podział majątku księdza. Wkrótce trafi on do jego spadkobierców. Jedno jest pewne - ksiądz zostawił po sobie 2 mln dolarów i więcej pytań niż odpowiedzi.
nsz//kdj
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN