Polski dziennikarz w białoruskiej psychuszce

 
Dziennikarz "Rz" Piotr Kościński nie dotarł na obrady Zjazdurzeczpospolita.pl

Na przedmieściach Grodna odbywa się zjazd popieranego przez władze Związku Polaków na Białorusi. Jeszcze przed obradami białoruska milicja zatrzymała dziennikarza "Rzeczpospolitej", który chciał dostać się na obrady. Zarzucono mu, że czuć od niego alkohol i... odwieziono do zakładu psychiatrycznego, gdzie przeprowadzono badania krwi.

Ponieważ milicja na Białorusi nie posiada alkomatów, odwieziono mnie na badania krwi na oddział narkotyków do szpitala psychiatrycznego. Przyjechała zawiadomiona o tym nasza konsul. To oczywiście trwało jakiś czas. Przeprowadzono mi badanie i okazało się, że mam 0,00 promila alkoholu we krwi. Przeprosili mnie, że to pomyłka, że chodziło o rutynową kontrolę. Piotr Kościński

 
Józef Łucznik do dziś był szefem uznawanego przez Mińsk ZPB (wikipedia.org) wikipedia.org

- Ponieważ milicja na Białorusi nie posiada alkomatów, odwieziono mnie na badania krwi na oddział narkotyków do szpitala psychiatrycznego. Przyjechała zawiadomiona o tym nasza konsul. To oczywiście trwało jakiś czas. Przeprowadzono mi badanie i okazało się, że mam 0,00 promila alkoholu we krwi. Przeprosili mnie, że to pomyłka, że chodziło o rutynową kontrolę - relacjonował dziennikarz.

Gdy Kiściński już dotarł na miejsce, zjazd już się zaczął. - Nie wpuszczono mnie, chociaż zjazd jest otwarty - tłumaczył. - Mam akredytację ministerstwa spraw zagranicznych Białorusi. Strzegąca terenu milicja powiedziała mi, że dostałem odmowę wejścia - dodał.

Jest ich mniej, niż ludzi na naszym koncercie

Zjazd popieranego przez Mińsk ZPB owiane są mgiełką tajemnicy. - Wiadomo tylko, że zjazd się odbywa, że mają zaledwie 133 delegatów, czyli mniej niż na naszym koncercie - powiedział Andrzej Poczobut, działacz nieuznawanego przez władze Związku Polaków na Białorusi, kierowanego przez Andżelikę Borys.

W sobotę, w odpowiedzi na zjazd związku "Łucznikowców" (od nazwiska obecnego prezesa Józefa Łucznika), zwolennicy Andżeliki Borys zorganizowali w sobotę koncert.

Kłótnia o ZPB

Na zjeździe "licencjonowanego ZPB wybrano nowego szefa - znanego przedsiębiorcę Stanisława Siemaszko, który ze Związkiem nie miał dotąd wiele wspólnego. Jak podała agencja Bełta, na Siemaszkę głosowało 143 spośród 157 delegatów uczestniczących w zjeździe.

Jak twierdzą grodzieńscy Polacy, białoruskie władze chciały, aby skompromitowanego Łucznika zastąpił ktoś nowy i nie związany z waśniami miedzy Polakami. Nowy przewodniczący zapowiedział, że będzie dążył do zażegnania sporów z polskimi władzami. Według Siemaszki wspieranie przez Warszawę nielegalnego związku, którym kieruje Andżelika Borys oraz dzielenie Polaków na lepszych i gorszych „nie upiększa wizerunku Polski".

Siemaszko zapowiedział jednocześnie, że jeśli jego rozmowy z Warszawą nie przyniosą rezultatów będzie „szukał sprawiedliwości w Unii Europejskiej".

Związek, którego szefem został Siemaszko skupia niewielu naszych rodaków mieszkających na Białorusi. Większość Polaków współpracuje z Andżeliką Borys i ma wsparcie władz Polski. Zwolennicy Borys, których jest ponad 20 tysięcy uznali zjazd prorządowej organizacji za nielegalny.

Władze w Mińsku nie uznają kierowanego przez Borys Związku Polaków, który polskie władze uważają za jedyny prawomocny. Andżelika Borys została wybrana na prezesa na zjeździe w marcu 2005 roku i ponownie na kolejnym zjeździe w marcu 2009 roku.

Białoruskie władze popierają zaś nieuznawaną przez Warszawę organizację kierowana dotąd przez Łucznika, noszącą tę samą nazwę. Józef Łucznik został wybrany na prezesa w sierpniu 2005 r., gdy po wyborze Borys - na zlecenie władz białoruskich, które nie uznały prawomocności marcowego zjazdu - powtórzono zjazd ZPB w Wołkowysku koło Grodna, czego z kolei nie uznały władze polskie.

Źródło: PAP, Polskie Radio, Fakty TVN

Źródło zdjęcia głównego: rzeczpospolita.pl