Miała być niesamowita mobilizacja chicagowskiej polonii i gładkie zwycięstwo jej kandydata Victora Forysa w wewnątrzdemokratycznych wyborach na nominata do Kongresu. Wyszło jednak jak niemal zawsze, gdy w grę wchodzi polityczna aktywność Polaków za granicami.
Forys - jak sam się reklamował na plakatach wyborczych "lekarz internista, właściciel największej polonijnej kliniki w Chicago" - miał nadzieję zająć w Izbie Reprezentantów miejsce Rahma Emanuela, który mandat chicagowskiego kongresmena z piątego okręgu wyborczego zamienił na posadę doradcy prezydenta Baracka Obamy.
W tym celu wystartował wraz z kilkoma innymi demokratami w prawyborach mających wyłonić jednego kandydata Partii Demokratycznej, który na początku kwietnia zmierzy się w powszechnych wyborach o fotel kongresmena.
Kandydat demokratów będzie w nich, jak wskazuje historia, zdecydowanym faworytem, dlatego też partyjne prawybory niemal na pewno wyłoniły kwietniowego zwycięzcę. I dlatego Forysowi tak bardzo zależało na zwycięstwie, tym bardziej, że Polacy to trzecia nacja w Chicago. Nie udało się.
Kiepski wynik Forysa
Forys dostał zaledwie nieco ponad 10 proc. głosów. Zwycięzca Mike Quigley ponad dwa razy więcej, ok. 23 proc.
Porażka polonusa jest tym bardziej przykra, że dostał zaledwie ok. 6,3 tys. głosów, podczas gdy - jak mówi korespondent TVN24 w USA Jan Pachlowski - z danych komisji wyborczych wynika, że do głosowania uprawnionych było ok. 30 tys. Polaków.
- Te wybory to dowód na to, że polonia jako ogół nie jest w USA politycznie aktywna - podsumowuje korespondent TVN24 w USA Jan Pachlowski, by zaraz dodać smutno, że "polonia nie po raz pierwszy zachowała się bardzo biernie".
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24