Jedni obchodzą święta bez świecidełek i choinek, inni wręcz przeciwnie - bez odpowiednich dekoracji nie mogą wyobrazić sobie Bożego Narodzenia. Jak obchodzą święta Polacy, których los rzucił poza granice ojczyzny?
A JAK TY OBCHODZISZ ŚWIĘTA? POKAŻ NAM: kontakt@tvn24.pl
Tysiące kilometrów od ojczyzny, niejednokrotnie w zupełnie odmiennym otoczeniu kulturowym niż w Polsce, ale mimo wszystko zgodnie z tradycją. Przeczytaj jak nasi rodacy mieszkający za granicą spędzają Boże Narodzenie.
Algieria: Bez szans na śnieg
Polki mieszkające w Algierii mogą tylko pomarzyć o śniegu. Nie mają też szans - poza sporadycznymi przypadkami - podziwiania dekoracji świątecznych - nie ma światełek, szopek ani choinek na ulicach. Algierską Polonię, tworzą głównie Polki, które poślubiły Algierczyków studiujących w naszym kraju w latach 70. i 80. Religią dominującą w ich nowym kraju jest islam. 25 i 26 grudnia to normalne dni pracy w Algierii, dlatego - jak mówią kobiety - trudno odczuć święta. - Algierczycy nie oglądają raczej telewizji europejskiej i nie mają świadomości, że są święta chrześcijańskie - zwraca uwagę pani Anna.
Grzyby w liście
Jednak kobiety mieszkające w Algierze - stolicy Algierii - mają swoją własną "wigilię polonijną". Mogą wówczas w swoim gronie zjeść tradycyjny świąteczny posiłek i podzielić się opłatkiem.
- Jest nas kilka Polek, spotykamy się w święta, idziemy do kościoła, a potem spotykamy się u koleżanki. Mamy bigos, pierogi, jest też makowiec. Zawsze dzielimy się opłatkami - mówi pani Anna, w Algierii mieszkająca od kilkudziesięciu lat.
W Algierii nie ma chrzanu, maku, kiełbasy ani grzybów
Przygotowanie potraw na kolację wigilijną nie jest jednak proste. Z racji odmiennego niż w Polsce klimatu brakuje wielu składników i niektóre półprodukty, dostępne u nas w każdym sklepie, kobiety muszą robić same. Tak jest choćby z kapustą, którą Polki same kiszą. - Staram się zawsze prosić znajomych, żeby przysłali w paczce, lub przywieźli mak czy inne składniki, które pasują do polskiej wigilii - mówi Polka mieszkająca w Afryce od 7 lat. - Chrzanu nie ma, maku nie ma, nie ma kiełbasy, grzybów - wylicza inna z Polek, z którymi rozmawiali dziennikarze PAP i IAR.
Najwyżej cztery dania
Inaczej święta wyglądają z perspektywy brytyjskiego Doncaster. Tam nie brakuje dekoracji, światełek, błyszczących choinek, ale mimo wszystko - jak mówi Maciek mieszkający tam od 2,5 roku - "coś jest nie tak".
- Tutaj nie obchodzi się świąt tak jak w Polsce - rodzinnie. U Anglików spędzenie świąt polega na możliwie największym wydaniu pieniędzy na ciuchy, na prezenty - powiedział PAP chłopak. Maciek i jego narzeczona nie mogli przyjechać do Polski na święta, bo jedno z nich zmieniło przed kilkoma miesiącami pracę i pracodawca nie zgodził się na urlop.
Maciek, z wykształcenia nauczyciel wychowania fizycznego, pracuje w magazynie jednej z firm odzieżowych. Jego partnerka Anna, skończyła studia magisterskie na Krakowskiej AWF. Jest fizjoterapeutką, na wyspach pracuje w sklepie. Para - tak jak wiele podobnych do nich osób - organizuje święta wraz z przyjaciółmi. - Przyjeżdża do nas mój kolega z dziewczyną z Birmingham. Ustaliliśmy, że podarujemy sobie jakieś drobne prezenty - opowiada Maciek.
Ich wigilijny stół nie będzie zastawiony tradycyjnymi dwunastoma daniami. - Kupimy w polskim sklepie barszcz, krokiety, rodzina przysłała nam uszka, kolega z Birmingham przywiezie placek, który przysłała mu mama. Jeśli dojdzie do trzech czterech dań to będzie dobrze - śmieje się chłopak.
Zbyt kosztowny powrót do domu
Wiele osób pracujących na wyspach nie zdecydowało się na wyjazd na święta z powodu wysokich cen biletów lotniczych. Tak zrobił m.in. mieszkający w Irlandii Olek. - Bilet do Polski na święta to wydatek kilkuset euro. Wielu nie chce wydać na te parę dni takich dużych pieniędzy, zwłaszcza, że w styczniu można pojechać za 80 euro - podkreślił.
U Anglików spędzenie świąt polega na możliwie największym wydaniu pieniędzy na ciuchy i prezenty. Nie ma u nich rodzinnej atmosfery
26-letni Olek od 2,5 roku żyje i pracuje w Dublinie. Jest dziennikarzem polonijnego pisma. Spędza święta w gronie znajomych. - Goście przychodzą do nas, bo mamy dwupokojowe mieszkanie, największe wśród znajomych. Wieczór wigilijny spędzi wraz z sześcioma osobami. - Już po raz drugi decyduje się spędzić święta w Irlandii, bo jest po prostu za drogo, żeby jechać do Polski - wyznaje młody dziennikarz.
Spacer z tekturową gwiazdą
W tradycyjny sposób święta starają się spędzić również Polacy mieszkający w Mołdawii. W tym jednym z najbiedniejszych krajów Europy żyje, niejednokrotnie od pokoleń, wielu naszych rodaków. Pani Elenia Pumnia, podobnie jak jej matka, urodziła się w tym kraju. W domu Elenii święta obchodzi się dwa razy, dlatego, że ojciec - Mołdawianin wyznaje prawosławie. A prawosławne Boże Narodzenie obchodzone jest później niż u katolików - w styczniu.
Potrawy, które znajdują się na stole wigilijnym pochodzą w takim "wyznaniowo mieszanym domu" z dwóch tradycji - tłumaczy. Poza naszymi pierogami, w domu Elenii w wigilijny wieczór serwuje się też bezmięsne gołąbki, a także nadziewane orzechami suszone śliwki. Jednym z elementów tradycji jest chodzenie od domu do domu z tekturową gwiazdą. Młodzi, którzy to robią są obdarowywani drobnymi pieniędzmi lub słodyczami.
Z kolei przed Nowym Rokiem na wsiach dzieci nawiedzają domostwa i obsypują gospodarzy ryżem i zbożem. - Mołdawia jest krajem rolniczym i wszystkie te rytuały bożonarodzeniowe i noworoczne są związane z płodnością ziemi. Sypanie ryżem i zbożem ma przynieść w następnym roku urodzaj - tłumaczy Polka.
Pani Helena, która do Mołdawii przeprowadziła się w latach 70, ubolewa, że mołdawskie miasta nie są tak przystrojone na święta jak te w Polsce. Do Mołdawii przyjechała ze wschodniej Ukrainy, trafiła tam z Syberii, gdzie się urodziła. Jak wielu innych Polaków jej rodzice zostali tam zesłani. W jej domu święta wyglądają jak w Polsce. - Łamiemy się opłatkiem, składamy życzenia, śpiewamy kolędy, obowiązkowo musi być choinka i dodatkowy talerzyk przy wigilijnym stole - wylicza.
Opłatek, indyk i spagetti
Ojciec Simeon Stachera, który pracuje jako misjonarz w Maroku narzeka przede wszystkim na brak iluminacji świątecznych - Tu Boże Narodzenie jest całkiem odmienne, nie ma światełek, nie ma szopek, nie ma choinki, nie ma niczego, ale jest drugi człowiek,
Ja mam opłatki, bo tego w innych krajach się nie praktykuje. Hiszpan na stół wigilijny przygotowuje pewnie indyka. A Włoch? Może przyniesie spagetti ojciec Simeon Stachera, misjonarz z Maroka
Maroko to muzułmański kraj, praktycznie nie ma w nim katolików. Ojciec Simeon wraz z kilkoma księżmi pracuje m.in. organizując szkołę dla miejscowej ludności. Święta w takim polskim rozumieniu - jak przekonuje duchowny - są trudne do przeżycia w Maroku. - Ciężko mi mówić o wigilii polskiej, bo jestem tutaj jedynym Polakiem - podkreślił.
Wraz z nim na misjach służy Włoch, Hiszpan i brat z Meksyku. Każdy z jego współbraci - jak mówi ojciec Simeon - jakoś wzbogaci stół wigilijny. - Ja mam opłatki, bo tego w innych krajach się nie praktykuje. W Hiszpanii na stół wigilijny przygotowuje się indyka. A Włoch? Nie wiem co on przygotuje. Może spagetti - śmieje się misjonarz.
Źródło: PAP, Kontakt 24
Źródło zdjęcia głównego: Internauta Ryszard