1,3 mln euro chce przeznaczyć Polska na szkolenia z dobrych manier i etykiety dla urzędników państwowych. Pieniądze mają pochodzić z funduszy unijnych. To nie podoba się niektórym europarlamentarzystom. - Dlaczego europejscy podatnicy mają za to płacić? - pytają.
Jak można przeczytać na konserwatywnym portalu theparliament.com, polski rząd zdecydował się nauczyć naszych urzędników dobrych manier. Kurs ma na celu naukę uprzejmej i skutecznej obsługi klienta. W szkoleniu ma wziąć udział około 3 tysięcy urzędników: m.in. pracowników instytucji państwowych, urzędów skarbowych, celników i policjantów.
Na ten cel Kancelaria Premiera chce przeznaczyć 5 mln złotych - z europejskiego funduszu społecznego. Trening urzędników ma potrwać rok.
Europosłowie krytykują
Choć cel szczytny, został skrytykowany przez niektórych europarlamentarzystów. Szczególnie krytycznie ocenił go Brytyjczyk Syed Kamall z frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. - Europejscy podatnicy będą pytać, dlaczego mają płacić za te szkolenia. Fundusze europejskie mają pomagać w budowie infrastruktury nowych państw członkowskich Unii, a nie szkolić urzędników - powiedział. - Jeśli polski premier chce nauczyć swoich podwładnych manier, powinien zapłacić za to z pieniędzy skarbu państwa - ocenił.
Niechęci do pomysłu nie kryje również Nigel Farage, lider brytyjskiej partii UKIP. - Być może minister spraw zagranicznych, baronowa Catherine Ashton, która zarabia 312 tysięcy euro rocznie i w całości uczestniczyła tylko w 34 procentach posiedzeń Komisji Europejskiej mogłaby wpaść i dać Polakom lekcję punktualności i obecności - mówi z przekąsem.
Ale tylko prywatnie?
Wymienieni politycy nie zabrali jednak w tej sprawie głosu na forum publicznym podczas czwartkowej sesji plenarnej w PE. Ich krytyka jest więc być może prywatną oceną spisaną przez dziennikarza redagującego artykuł na stronie PE.
Krytyka Polaków może wiązać się z ogólnym poruszeniem w Unii w sprawie funduszy strukturalnych. "Financial Times" napisał kilka tygodni temu o "tajnym porozumieniu" pomiędzy Francją a Niemcami, które poparły brytyjski plan zamrożenia budżetu Unii do 2020 roku.
W kwietniu Unia będzie pracować nad nowym planem budżetowym, który określi, ile pieniędzy będą musiały wpłacić i ile dostaną poszczególne państwa. Najwięcej do wspólnej kasy wpłacają najbogatsze kraje, czyli płatnicy netto - ich wkład w budżet jest większy niż fundusze, które uzyskują.
Odwrotna sytuacja jest w przypadku nowych państw członkowskich, w tym Polski, która w obecnym budżecie na lata 2007-13 z polityki spójności uzyskuje najwięcej środków spośród wszystkich 27 krajów UE, niemal 70 mld euro. Im większy budżet, tym więcej Polska od Unii dostanie. To przestaje podobać się bogatym krajom, które przekonują, że pieniądze z funduszy nie są odpowiednio wykorzystywane.
Źródło: tvn24.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: EuropeanParliament