Pół tysiąca rannych, 127 ofiar. Bagdad sparaliżowany

Aktualizacja:

Z każdą godziną ratownicy znajdują kolejne ciała ofiar porannych zamachów w centrum Bagdadu. Ostatni bilans mówi o 127 zabitych i 448 rannych osobach. - Miasto jest sparaliżowane - mówi ambasador polski w Iraku Stanisław Smoleń. Dyplomata dodał, że na razie nie ma informacji o tym, że w zamachach zginęli Polacy.

Do wybuchów doszło prawie równocześnie w różnych dzielnicach miasta. Pierwsza eksplozja nastąpiła około godziny 8.25 czasu polskiego. W ciągu kolejnych kilku minut doszło do kolejnych eksplozji.

- Eksplodowały samochody-pułapki; niektóre z ataków przeprowadzili zamachowcy-samobójcy - poinformowało irackie MSW.

Seria wybuchów

Nie wiadomo dokładnie, ile eksplozji nastąpiło w Bagdadzie. Agencja AFP pisze o pięciu, podczas gdy inne agencje informują o czterech.

Do pierwszego ataku doszło w dzielnicy Dora na południu Bagdadu. Kamikadze wysadził tam swój samochód w pobliżu patrolu policji przed Instytutem Technologii. W ataku tym zginęło 15 osób, w tym trzech policjantów i 12 studentów; 23 studentów zostało rannych - poinformowało źródło w ministerstwie.

Cztery inne eksplozje według AFP miały miejsce m.in. niedaleko ministerstwa pracy oraz biura ministerstwa spraw wewnętrznych w dzielnicy al-Nahda oraz na targowisku Rassafi w centrum Bagdadu.

- Weszliśmy do sklepu na kilka sekund przed wybuchem. Spadł na nas sufit, straciliśmy przytomność. Następnie usłyszałem dźwięk syren - powiedział jeden z rannych.

"Symbole państwa" celem ataku

O pięciu atakach mówił też polski ambasador w Iraku Stanisław Smoleń. - Celem zamachu były symbole państwa. Ich paraliż ma dokumentować, że władze nie są w stanie zapewnić normalnego funkcjonowania administracji oraz bezpieczeństwa obywateli - powiedział dyplomata.

Do najkrwawszych od dwóch lat ataków bombowych w Iraku doszło 25 października. W centrum Bagdadu eksplodowały dwa samochody-pułapki zdetonowane przez zamachowców-samobójców, powodując śmierć 155 osób. Ponad 700 zostało rannych. (PAP)

Źródło: Reuters, AFP, bbc.co.uk