Północnokoreańska dyktatura postanowiła zwiększyć produktywność chronicznie nieefektywnych dużych kombinatów przemysłowych. Postanowiono to zrobić przy pomocy podwyżki pensji, co ma wzmocnić morale robotników. Zrobiono to z rozmachem godnym odległej od kapitalizmu i wolnego rynku dyktatury. Pensje zwiększono stokrotnie.
Jak podają media południowokoreańskie, zarządzona wielka podwyżka jest elementem tak zwanej "Polityki 28 Czerwca", zaprezentowanej w minionym roku. Zadeklarowano w niej przeprowadzenie ograniczonych reform gospodarczych, mających wydobyć z głębokiej zapaści gospodarkę Korei Północnej.
Gospodarka ręcznie sterowana
Początkowo obserwatorzy zagraniczni uznali, iż rzeczona polityka może zwiastować pozytywne zmiany w Pjongjangu, związane z objęciem rządów przez młodego Kim Dzong Una. Przez kolejne miesiące nie zanotowano jednak sygnałów o wprowadzaniu reform w życie i oczekiwania przygasły. Jednak jak twierdzi portal "Daily NK", na początku listopada coś jednak drgnęło. Wiele dużych zakładów przemysłowych otrzymało wytyczne, iż pensje robotników mają zostać zwiększone stokrotnie. Zazwyczaj do poziomu około 300 tysięcy wonów. Dla porównania - kilogram ryżu kosztuje około sześciu tysięcy wonów. Z obawy przed gwałtownym skokiem inflacji, nieuniknionym w takim przypadku, dyrekcje fabryk mają wypłacać 2/3 pensji w naturze. Głównie chodzi o żywność i inne produkty potrzebne codziennie w gospodarstwie domowym. Zakazano ich odsprzedaży, aby nie nakręcić spirali cen na lokalnych rynkach. - Większość robotników nie wierzyła, że mogą dostać nagle pensję na poziomie 300 tysięcy wonów. Teraz są bardzo zaskoczeni, że faktycznie tak ma się stać - powiedział informator "Daily NK" pracujący w prowincji Północny Hamkyung.
Podwyżki odbiją się czkawką?
Podwyżki zarządzono tylko w wybranych zakładach, które uznano za najważniejsze dla gospodarki kraju. Wszystko wskazuje na to, iż władze chcą w ten sposób zwiększyć produktywność i morale robotników w fabrykach, które mogą na przykład dostarczać produktów na eksport do Chin. Według informatora "Daily NK", na wieść o wielkiej podwyżce robotnicy będący na różnych zwolnieniach sami zaczęli wracać do pracy, a ci z innych fabryk starają się znaleźć zatrudnienie w tych uprzywilejowanych. Każdy chce uszczknąć część nadzwyczajnego strumienia pieniędzy i dóbr skierowanych do wybranych zakładów. Eksperci zagraniczni wskazują jednak, że taka podwyżka niechybnie spowoduje wybuch inflacji. Najbardziej mogą ucierpieć robotnicy z mniej uprzywilejowanych przedsiębiorstw, którzy nadal otrzymują pensje na poziomie kilku tysięcy wonów. Oni będą musieli rywalizować o ograniczone ilości żywności oraz innych dóbr z nominalnie bardzo bogatymi robotnikami z fabryk "specjalnych".
Autor: mk//kdj / Źródło: Daily NK