Pociąg podmiejski, który tydzień temu rozbił się na stacji w Hoboken pod Nowym Jorkiem, jechał z prędkością dwukrotnie większa od dopuszczalnej - poinformowała Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu (NTSB), badająca przyczynę tego wypadku.
Eksperci NTSB odczytali zapisy z urządzeń rejestrujących parametry pracy pociągu, m.in. jego prędkość. Wynika z nich, że na około 40 sekund przed wypadkiem pociąg zaczął przyspieszać. Jego prędkość wzrosła z 13 km/h do 34 km/h, przekraczając dwukrotnie dopuszczalny limit.
Dopiero na niespełna sekundę przed uderzenie składu w bariery ochronne umieszczone na końcu toru maszynista włączył hamulec awaryjny. Pociąg staranował bariery i wjechał w halę stacji. Nie wiadomo, czy znaczne zwiększenie prędkości było wynikiem błędu lub celowanego działania maszynisty, czy też defektu technicznego.
W wypadku zginęła jedna osoba, a 108 zostało rannych.
Stacja w Hoboken oddalona jest zaledwie o 11 km od Nowego Jorku i jest jednym z najruchliwszych miejsc przesiadkowych w drodze na Manhattan.
Wypadki pociągów nie należą w USA do rzadkości, ponieważ - jak zauważa agencja AFP - kolejowy transport pasażerski jest w tym kraju niedofinansowany. Ostatni duży wypadek miał miejsce w maju 2015 roku, gdy pociąg relacji Waszyngton-Nowy Jork wykoleił się w Filadelfii; zginęło wówczas osiem osób, a około 200 zostało rannych. Z kolei w grudniu 2013 roku jadący zbyt szybko pociąg podmiejski w Nowym Jorku wypadł z torów na zakręcie, powodując śmierć czterech osób i obrażenia u kolejnych 67.
Autor: kło\mtom / Źródło: PAP