Około 200 osób zostało zatrzymanych przez białoruską milicję w Mińsku podczas obchodów Dnia Niepodległości. Do nieoznakowanych samochodów wciągali ich - często bardzo brutalnie - ubrani po cywilnemu funkcjonariusze. - Niemcy tak nie robili w czasie wojny - mówili świadkowie. Łącznie kilkaset osób, które skrzyknęły się przez internet, próbowało zaprotestować przeciwko reżimowi Alaksandra Łukaszenki.
Ostatecznie zgromadzeni przeciwnicy władz nie zdołali w zauważalny sposób zaprotestować bądź zakłócić państwowych obchodów. Milicja i tajniacy wyłapywali prewencyjnie wszystkich podejrzanych z tłumu.
Szybkie rozbicie
Jak podaje centrum obrony praw człowieka Wiasna, pierwsza fala zatrzymań odbyła się w Mińsku w czasie defilady wojskowej z okazji Dnia Niepodległości. Inicjatorzy protestów wzywali do zaklaskania przemówienia Alaksandra Łukaszenki. - Do tego nie doszło, ale milicja "cicho i niezauważalnie" wyłapywała z tłumu uczestników zgromadzenia - pisze niezależna gazeta "Biełorusskije Nowosti".
Druga fala zatrzymań miała miejsce tuż przed godz. 19 czasu lokalnego (godz. 18 czasu polskiego). Na placu przed głównym dworcem w Mińsku, gdzie zawsze jest wielu przechodniów, ludzie stali w grupkach, bez żadnych okrzyków ani gestów. Młodzi mężczyźni ubrani po cywilnemu, prawdopodobnie milicjanci, zaprowadzili pierwszych kilka osób do zaparkowanych przy placu samochodów bez numerów.
Później zatrzymania stały się brutalne: na oczach licznych dziennikarzy milicjanci wbiegali między ludzi, chwytali wybrane osoby za ręce i nogi i biegiem wynosili je do pojazdów. W taki sposób zatrzymali co najmniej dwie młode dziewczyny; słychać było ich krzyk. W powietrzu czuć było gaz pieprzowy.
Zaczęli mnie pchać, nie patrząc na to, że mam małe dziecko. Plują na to, mają tępe spojrzenia, wszystko im jedno. A nasi ludzie milczą. Ile może to trwać? Po prostu nie mam słów! Mieszkanka Mińska
Z mikrobusów bez numerów wysiadali mężczyźni w sportowych strojach, którzy ustawiali się na ulicy w kordony, rozdzielając ludzi na mniejsze grupy. Od czasu do czasu wybuchały oklaski i gwizdy. Kierowcy samochodów stojących na światłach naciskali na klaksony. Przechodnie wyrażali wzburzenie zachowaniem milicjantów. - Niemcy tak nie robili w czasie wojny - mówiła starsza kobieta. Inna, wskazując na stojących w łańcuchu tajniaków, dziwiła się: - Ilu ich jest! - wszyscy są przebrani.
Młody mężczyzna, który robił zdjęcia, został spryskany gazem pieprzowym w przejściu podziemnym. Obecny na miejscu pułkownik Ihar Jausiejeu z mińskiej milicji krzyczał na niego: - Robisz panikę, idź stąd! Do filmujących zajście dziennikarzy wołał: - Wam tylko obrazek jest potrzebny.
Potem zatrzymania przeniosły się na drugą stronę ruchliwej jezdni przed dworcem. Milicjanci przegonili nawet parę, która szła z wózkiem dziecięcym. - Zaczęli mnie pchać, nie patrząc na to, że mam małe dziecko. Plują na to, mają tępe spojrzenia, wszystko im jedno. A nasi ludzie milczą. Ile może to trwać? Po prostu nie mam słów! - powiedziała kobieta.
Cały dzień
- Przyszłam specjalnie na tę akcję. Władze powinny wiedzieć o niedociągnięciach w swojej pracy. W kraju zupełnie nie są przestrzegane prawa człowieka - powiedziała dziennikarzom starsza kobieta, która przyszła na plac.
Trzeci etap milczących protestów zapowiadano zaraz po pokazie sztucznych ogni o godz. 23 czasu lokalnego (godz. 22 czasu polskiego). Jednak po pokazie słychać było rzadkie oklaski i kilka okrzyków "Żywie Biełaruś!" ("Białoruś żyje!"). Na pobliskiej arenie trwał świąteczny koncert.
Godzinna demonstracja
Akcja protestacyjna w Mińsku była piątym z rzędu zgromadzeniem o nazwie Rewolucja Poprzez Sieci Społeczne. Od kilku tygodni zgromadzenia takie, zwoływane przez internet, odbywają się w miastach Białorusi w środę wieczorem. W niedzielę okazją do niego było święto państwowe - Dzień Niepodległości.
Obchody mimo wszystko
Oficjalne obchody Dnia Niepodległości trwały w całym kraju - odbywały się koncerty, imprezy sportowe, festyny. W niektórych miastach odbyły się także akcje protestu. Według opozycyjnej gazety "Nasza Niwa" w Mohylewie wzięło udział w proteście około tysiąca osób, w Grodnie, Brześciu i Homlu - kilkaset. Brak jeszcze informacji o liczbie zatrzymanych w całym kraju.
Dzień Niepodległości Białoruś obchodziła najpierw, na początku lat 90., 27 lipca - w dzień ogłoszenia deklaracji suwerenności w 1991 roku. Święto przeniesiono na 3 lipca w 1996 roku, z inicjatywy Łukaszenki, zatwierdzając decyzję w referendum. 3 lipca jest uznawany oficjalnie za datę wyzwolenia Mińska spod okupacji hitlerowskiej w 1944 roku. Demokratyczna opozycja białoruska za święto narodowe uznaje 25 marca - Dzień Wolności, upamiętniający rocznicę proklamowania w 1918 roku Białoruskiej Republiki Ludowej.
Łukaszenka w krótkim wystąpieniu na obchodach w Mińsku oskarżył pewne państwa, że narzucają jego krajowi "scenariusze kolorowych rewolucji" a ich celem jest "rzucenie na kolana" Białorusi. Podkreślił, że "system bezpieczeństwa narodowego jest zawsze gotów do obrony ustroju konstytucyjnego i suwerenności państwa".
Źródło: PAP