Libia wyraźnie stacza się w kierunku krwawej wojny domowej i możliwego rozpadu na wschód kraju opanowany przez przeciwników Muammara Kaddafiego i zachód w rękach dyktatora - pisze Jamestown Foundation. Ten amerykański think-tank zwraca uwagę na silne podziały plemienne i wpływy islamistów we wschodniej Libii.
Zdaniem analityków, niemal 42 lata rządów pułkownika Kaddafiego spowodowały, że w kraju nie ma jakiejkolwiek zorganizowanej opozycji. W ciągu czterech dekad nie podjęto też prób budowy nowoczesnego państwa. Zamiast tego, Kaddafi sprawuje niepodzielną kontrolę nad krajem, ponieważ deklarowane "rządy ludowe" są czystą fikcją.
Upadek dyktatora, lub długotrwały konflikt wewnętrzny, może doprowadzić do powstania w kraju próżni politycznej. To wpłynie nie tylko na sytuację wewnętrzną, ale otoczenie międzynarodowe - twierdzi Jamestown Foundation. Miejsce po reżimie mogą zająć radykalni islamiści.
Islamska rewolta?
Jak piszą Amerykanie, wschód Libii, opanowany obecnie przez przeciwników Kaddafiego, przysparzał dyktatorowi problemów od wielu lat. Na tym obszarze tradycyjnie silne wpływy mieli radykalni islamiści, niechętnie uznający władzę z Trypolisu. Ludność wschodu kraju uważa także, iż Kaddafi karał ich, faworyzując ekonomicznie zachód kraju.
Zbuntowana część Libii niepokoi także USA. Niektóre miasta na wschodzie kraju są światowymi rekordzistami jeśli chodzi o "eksport" radykalnych bojowników islamskich.
Z Darnahu wyruszyła niemal połowa wszystkich libijskich ochotników, którzy chcieli walczyć z amerykańską armią w Iraku. Miasto wysłało w świat 52 potwierdzonych bojowników. Dla porównania stolica Arabii Saudyjskiej, Rijad, jest miejscem pochodzenia 51 ochotników, przy nieporównywalnie większej populacji (4,3 miliony wobec 80 tysięcy).
Obawy Zachodu odnośnie wpływów radykalnych islamistów na wschodzie Libii, są wykorzystywane przez reżim. Seif Kaddafi, syn dyktatora poruszył ten temat w swoim telewizyjnym wystąpieniu 21 lutego. Oskarżył on rebeliantów, że w niektórych miastach na wschodzie kraju tworzą "islamskie emiraty". Przesłaniem syna Kaddafiego, było to, że po obaleniu dyktatora powstanie próżnia, którą mogą zająć ekstremiści. Jamestown określa taki rozwój sytuacji jako możliwy.
Islamiści juz raz próbowali zapanować na Libią. W 1990 roku wzniecili powstanie, które zostało zdławione przez Kaddafiego. Pozostałości po Libijskich Islamskich Grupach Bojowych, mogą zdaniem analityków nawiązać kontakty z reprezentantami Al-Kaidy w kraju i zradykalizować się. Taki rozwój sytuacji jest jednak mało prawdopodobny - pisze Jamestown Foundation.
Koniec Libii?
- Jeśli reżim nie zdoła odzyskać kontroli nad wschodem kraju, ale nie zostanie obalony, podział kraju na dwie części może się pogłębić - twierdzą amerykańscy analitycy. Kluczem do panowania nad krajem jest poparcie plemion. Wielu przywódców plemiennych na wschodzie kraju oficjalnie przyłączyło się do rewolty. Razem z nimi buntują się żołnierze, wyżej ceniący przynależność rodową nad wierność dla dyktatora.
Zbuntowało się nawet jedno z największych plemion na południe od Trypolisu. Lud Warfalla chce zemścić się na dyktatorze za to, że nakazał rodzinom zamordować swoich bliskich, którzy próbowali w nieudanym puczu wojskowym obalić Kaddafiego w 1997 roku.
Zdaniem Jamestown Foundation, jeśli nawet obecna rewolucja zostanie zdławiona, Libia najprawdopodobniej cofnie się do pozycji "kraju pariasa". Powszechnie potępianego przez opinię międzynarodową i sponsorującego organizacje terrorystyczne.
Źródło: Jamestown Foundation