Policja i Czerwony krzyż wciąż poszukują ofiar strzelaniny na Utoya. A w hotelu Sundvolden w pobliżu wyspy, gdzie dotarł reporter TVN24 zorganizowano sztab z pomocą dla osób, które uratowały się z masakry, a także ich rodzin i bliskich ofiar.
Osoby, które przeżyły strzelaninę na wyspie Utoya, ich rodziny a także bliscy ofiar zbierają się w hotelu Sundvolden (opuścili go zwykli turyści). Mają tam wsparcie psychologów i księdza. W hotelu działa też specjalny sztab. - Chodzi o to, żeby były osoby, na których ramieniu można się wypłakać i potrzymać za rękę. Mamy księdza, mamy psychiatrów i mamy zwykłych ludzi, którzy wspierają się nawzajem - powiedział reporterowi TVN24 jeden z Norwegów, przebywających w hotelu Sundvolden. I dodał, że w budynku jest dużo członków rodzin ofiar. - Próbujemy im teraz pomóc - zaznaczył.
Inny z obecnych w hotelu Sundvolden Norwegów mówił: - Kiedy rozmawiasz z rodzinami ofiar czujesz się bardzo mały. Bo co można powiedzieć? Wszyscy są dla siebie bardzo mili, nikt nie ma pretensji. Panuje cisza, ale nie ona jest problemem. Nikt tak naprawdę nie rozumie co się stało.
Jeszcze w sobotę odnajdywały się osoby, które zdołały się uratować z masakry i przepłynęły na ląd. Ale akcja poszukiwawcza trwa nadal. Można zobaczyć motorówki i piesze patrole, które szukają uczestników obozu na wyspie.
Nie stawiał oporu
W piątek w dwóch zamachach w Norwegii zginęły co najmniej 92 osoby. Głównym podejrzanym o dokonanie masakry jest zatrzymany już 32-letni Norweg Anders Behring Breivik, określany jako chrześcijański fundamentalista. Jak poinformowała policja, zabójca strzelał na wyspie Utoya przez blisko półtorej godziny, a potem dał się bez oporu aresztować.
Policja wyjaśnia, czy zabójca działał w pojedynkę, czy też wspólnie z innymi osobami dopuścił się zamachu bombowego na budynki rządowe w Oslo oraz masakry na wyspie.
Zabójca ogłosił - za pośrednictwem swojego adwokata - że wie, iż jego czyny były "potworne", jednak jego zdaniem były "konieczne".
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24