W epoce powszechnego dostępu do Internetu coraz częściej szukamy porad zdrowotnych właśnie w sieci. W ostatnich tygodniach - kiedy głośno zrobiło się o świńskiej grypie - jedną z 10 najpopularniejszych fraz wpisywanych w google były słowa "niebezpieczne szczepionki na H1N1".
Wiele osób, zanim wybierze się do lekarza, najpierw szuka informacji o swoim schorzeniu w internetowych wyszukiwarkach. Dopiero z wiedzą pozyskaną w sieci zgłaszają się do lekarzy. A ci często muszą prostować niedokładne, lub fałszywe informacje znalezione w Internecie.
Google autorytetem większym niż lekarz?
Lekarze nie mają już takiej wyższości nad pacjentami jak kiedyś. Wystarczy kilka słów wpisanych w małe okienko i "wiemy" wszystko. A przynajmniej tak nam się wydaje. - Pacjenci wchodzą teraz do lekarzy uzbrojeni w jakieś dane - tłumaczy doktor Maxine Barish-Wreden. Wyniki ankiety przeprowadzonej wśród amerykańskich lekarzy wskazują, iż do każdego doktora co najmniej część pacjentów przychodzi z wiedzą pozyskaną w Internecie. Inne badania pokazują, że aż 61 proc. Amerykanów szuka różnego typu informacji zdrowotnych w internecie.
Niestety, nie zawsze to, co przeczytać można w sieci jest zgodne z prawdą. - Jest cienka granica między byciem dobrze poinformowanym, a poinformowanym źle - zaznacza pediatra Diane Chan. W przypadku pacjenta, który w Internecie przeczyta zwyczajne bzdury, Chan mówi o swoich dwóch zadaniach: poinformowaniu go o tym, na co wcale nie jest chory, a następnie zdiagnozowaniu prawdziwej choroby.
Źródło: physorg.com
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN24/sxc.hu