Obrażasz na blogu? Nie ukryjesz się

Aktualizacja:
 
To zdjęcie pojawiło się na blogu Skanks in NYCwww.collegeotr.com

Nowojorski sąd nakazał Google ujawnienie danych blogera, który obraził na swojej stronie modelkę Liskulę Cohen - podaje CNN. 37-latkę zirytowało umieszczenie jej zdjęć z podpisami w rodzaju "kaszalot" i "stara wiedźma" i pozwała autora bloga. Według jego adwokata wyrok zagraża wolności słowa w internecie.

Na nieistniejącym już blogu Skanks in NYC (w dowolnym tłumaczeniu - "Brzydactwa" lub "Kaszaloty Nowego Jorku") jego autor umieszczał zdjęcia kobiet z mało wybrednymi komentarzami. Imprezowe zdjęcie Cohen opatrzono m.in. tekstem "Nie sądzicie, że ona powinna dorosnąć? To znaczy, serio, 40-letnia kobieta (czy w jej przypadku wyglądająca na 40) nie powinna wychodzić wieczorem i zachowywać się oraz wyglądać jak k^^wa".

"Internet nie jest miejscem, gdzie można dowolnie zniesławiać ludzi"

Liskula Cohen nie zamierzała puścić tego płazem i skierowała sprawę do sądu. I wygrała. Sędzia nakazał Google ujawnienie danych, czyli adresu IP i maila blogera. - Cieszę się, że sąd przyznał, że internet nie jest miejscem, gdzie można dowolnie zniesławiać ludzi - skomentował prawnik Cohen. Obrońca blogera natomiast uważa, że wyrok nowojorskiego sądu "ma potencjalnie niszczące skutki dla wolności słowa w internecie".

Google z kolei zapowiada, że będzie kontynuować swoją politykę ujawniana takich informacji tylko po nakazie sądowym. To nie pierwszy taki proces internetowego giganta. W Indiach trwa postępowanie, które firma budowlana wytoczyła blogerowi umieszczającemu w sieci (a konkretnie na należącym do google serwisie) negatywne komentarze na jej temat. Podobny proces ma w USA inny dostawca, AOL.

Kataryna kontra "Dziennik"

W Polsce najsłynniejszy przypadek sporu miedzy zwolennikami anonimowej wolności słowa a odpowiadaniem własnym nazwiskiem za treści umieszczone w sieci to sprawa Kataryny. Polityczna blogerka po krytycznych komentarzach podpadła Krzysztofowi Czumie, synowi ministra sprawiedliwości. Czuma domagał się ujawnienia jej tożsamości, jednak Salon24, gdzie Kataryna publikuje, odmówił.

Anonimowość blogerki zakończył jednak artykuł w "Dzienniku". Jego autorzy nie podali co prawda nazwiska Kataryny, ale ujawnione w nim informacje (imię, wiek, miejsce pracy - "znana warszawska fundacja") pozwoliły bez większego problemu zidentyfikować autorkę.

Ówczesny naczelny gazety, Robert Krasowski, bronił publikacji. Zarzucił internautom, że w znakomitej większości są frustratami, którym anonimowość pozwala "wylewać żółć na cały świat". Kataryna ostatecznie nie zrobiła coming-outu i nie ujawniła swojego nazwiska. Dalej prowadzi bloga.

Źródło: CNN

Źródło zdjęcia głównego: www.collegeotr.com