Obama trzyma za nich kciuki

Aktualizacja:

Administracja Baracka Obamy uważnie spogląda na Tunezję, gdzie trwają zamieszki antyrządowe. - Apelujemy o wolne wybory, które spełnią aspiracje narodu tunezyjskiego - powiedział Tommy Vietor, rzecznik Białego Domu.

- Dalej apelujemy o spokój i zakończenie przemocy - dodał Vietor. - Liczymy, że rząd tunezyjski zapewni uniwersalne prawa swoim obywatelom. Do tego muszą dojść państwowe reformy. Apelujemy o wolne wybory, które spełnią spiracje narodu tunezyjskiego - tłumaczył.

W podobnym tonie wypowiada się Wielka Brytania. - Spodziewamy się ruchów, które zapewnią wolne wybory. Reformy to to, na co liczą ci ludzie - powiedział minister spraw zagranicznych, David Lidington.

Antyrządowe protesty rozpoczęły się w Tunezji w połowie grudnia. Wywołała je śmierć młodego Tunezyjczyka, bezrobotnego absolwenta uniwersytetu. Policja zabrała mu wózek z warzywami i owocami, bo nie miał pozwolenia na sprzedaż. Wtedy w proteście 26-latek dokonał samospalenia.

Miejsce dla opozycji

Protesty miały bardzo poważne konsekwencje polityczne.

W piątek z kraju uciekł rządzący krajem od ponad 20 lat prezydent Zin el-Abidin Ben Ali. Rządy w kraju przejął tymczasowo przewodniczący niższej izby parlamentu Fuad Mebaza. W sobotę Rada Konstytucyjna poinformowała, że konstytucja wymaga, by wybory prezydenckie odbyły się nie później niż w ciągu 60 dni.

W poniedziałek Mohammed Ghannuszi, ostatni premier obalonego prezydenta, ogłosił utworzenie rządu jedności narodowej, do którego ma wejść trzech przywódców partii opozycyjnych.

kcz//gak

Źródło: Reuters, tvn24.pl