W Boca Raton na Florydzie zakończyła się trzecia i ostatnia debata telewizyjna kandydatów na prezydenta USA. Aktywniejszy był Barack Obama, który wielokrotnie wytknął kandydatowi republikanów brak doświadczenia w polityce międzynarodowej.
Trzecią debatę kandydatów na prezydenta prowadził Bob Schieffer z telewizji CBS. Na wstępie zaznaczył, że wszystkie pytania są jego autorstwa i nie były konsultowane z kierownictwem stacji, ani udostępnione sztabom wyborczym.
Na początku Obama i Romney mówili o Bliskim Wschodzie. - Chcę, by odrzucono tam ekstremizm - zaznaczył Mitt Romney. Jego zdaniem największym zagrożeniem dla USA jest Al-Kaida i Iran.
- Kilka miesięcy temu mówiłeś, że najwięszym zagrożeniem jest Rosja. Cieszę się, że wspomniałeś Al-Kaidę, ale Twoje strategie są przestarzałe - odpowiedział mu Obama. Potem wielokrotnie wytykał rywalowi, że nie ma doświadczenia w polityce zagranicznej. - Za każdym razem kiedy wyrażał pan swoją opinię, był pan w błędzie - powiedział obecny prezydent.
Wytknął brak tarczy
Romney atakował z kolei Obamę, zarzucając mu brak strategii powstrzymania fali ekstremizmu islamskiego w krajach muzułmańskich i powtarzał, że prezydent wykazuje słabość wobec państw wrogich Ameryce, takich jak Iran, lub jej rywali do światowego przywództwa. Wypomniał m.in. prezydentowi odwołanie planu budowy amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce, realizowanego przez administrację poprzedniego prezydenta George'a W.Busha.
Kiedy jednak prowadzący debatę moderator Bob Schieffer pytał Romneya jakie konkretnie rozwiązania proponuje w poszczególnych kwestiach, okazywało się, że republikański kandydat przeważnie zgadza się z Obamą. Romney podkreślał, że zajmuje umiarkowane stanowisko wobec takich spraw jak wojna w Afganistanie i zbrojenia nuklearne Iranu. Zaznaczał, że opowiada się za pokojowymi rozwiązaniami, wykluczającymi użycie siły przez USA, czy przedłużanie amerykańskiej obecności wojskowej za granicą.
Pax Americana Romneya
Obama zaznaczył, że "dopóki jest prezydentem, Iran broni jądrowej mieć nie będzie". - Jeśli dojdzie do ataku na Izrael, będziemy stać u jego boku - dodał. Przemawiający po nim Romney powtórzył jego słowa, podkreślając, że "będzie to pomoc militarna".
Urzędujący prezydent zdementował też podczas debaty doniesienia prasowe, według których USA i Iran będą prowadzuić bezpośrednie rozmowy na temat irańskiego programu atomowego. Obama określił informacje dziennika "New York Times" na ten temat jako "nieprawdziwe".
Ze słów Obamy wynikało, że nie chce angażować wojsk w konflikt syryjski. - Syryjczycy sami będą musieli zdecydować o swojej przyszłości - powiedział, choć od razu dodał: Ale zrobimy, co możemy, by pomóc opozycji.
Romney odpowiedział, że "nie chce być wciągnięty w konflikt w Syrii". - Nie chcemy kolejnego Iraku, nie chcemy kolejnego Afganistanu. Naszym celem jest zapewnienie pokoju na świecie - powiedział. Doprecyzował, że wojska USA powinny wycofać się z Afganistanu "do końca 2014 roku".
Ucieczka do wewnątrz
Romney uciekał od tematu polityki zagranicznej, przechodząc do gospodarki, w której czuje się dużo lepiej (co pokazała pierwsza debata). Jego zdaniem, by USA zachowały pozycję światowego lidera, potrzebna jest umiejętna polityka wewnętrzna. Wymienił jej pięć filarów: niezależność surowcową, zwiększenie handlu, edukację, zbalansowany budżet i wspieranie tzw. "małego biznesu".
Na tle spraw krajowych między oboma politykami dochodziło do spięć. Obama zarzucał m.in. Romneyowi, że wypiera się tego co poprzednio powiedział, np. krytykując w 2009 r. ratowanie przed bankructwem koncernów samochodowych przez rząd. Dwaj rywale do Białego Domu przerywali sobie nawzajem i oskarżali o przekręcanie swoich wypowiedzi.
- Mieliśmy trzy debaty telewizyjne i jeszcze więcej reklam między nimi. Gubernator Romney chce powrotu do czasów Zimnej Wojny i polityki z lat 80-tych - zakończył debatę Obama.
- Jestem podekscytowany widokami naszego narodu na przyszłość. Chcemy świata bezpiecznego i damy światu pokój. Będę współpracował z przeciwnikami politycznymi. Waszyngton jest zepsuty, a ja wiem, jak go naprawić - to z kolei ostatnie słowa jego przeciwnika.
Wybory w USA odbędą się 6 listopada.
Autor: kcz/tr / Źródło: tvn24.pl, PAP, Reuters