Białoruski prezydent Alaksandr Łukaszenka, choć jeszcze ponad dekadę temu bywał określany ostatnim dyktatorem Europy, dzisiaj chce być widziany jako pokojowo nastawiony rozjemca. Ale białoruska opozycja przestrzega - niech ten wizerunek nikogo nie zwiedzie. O tym w materiale "Polski i Świata".
Prezydent Białorusi był gospodarzem rozmów w Mińsku, gdzie przywódcy Niemiec, Francji, Ukrainy i Rosji uzgodnili porozumienie w sprawie Ukrainy.
- Na pewno jest to dla Łukaszenki wielka szansa, wielki dar od losu, myślę, że on na to czekał wiele lat na taką okazję i na pewno będzie próbował ją wykorzystać - mówi Andrzej Brzeziecki z Nowej Europy Wschodniej.
- To, że postawił się w pewien sposób Putinowi, to, że wypuścił w czerwcu 2014 roku więźniów politycznych na mocy amnestii, pokazało Zachodowi, że chce on rozmawiać z Brukselą, z Unią Europejską. Co jest mu bardzo potrzebne, ponieważ wymaga tego od niego sytuacja ekonomiczna - dodaje Igor Sokołowski, dziennikarz TVN24, autor książki "Białoruś dla początkujących".
Łukaszenka gospodarczo i politycznie jest uzależniony od Rosji, ale jest też jedynym obecnie politykiem w Europie, współpracującym zarówno z Putinem, jak i z Ukrainą.
- Poroszenko jest mu wdzięczny. Wielokrotnie to wyrażał. Także społeczeństwo ukraińskie, co bardzo ciekawe, wysoko sobie ceni dzisiaj Łukaszenkę, i wśród polityków zagranicznych jest on przez Ukraińców bardzo wysoko notowany - mówi Brzeziecki.
"Chwilowe zdarzenie"
Jednak białoruscy opozycjoniści nie mają złudzeń. - To jest chwilowe wydarzenie, oni przyjechali, wyjechali, a Łukaszenka został i problem dla Białorusi został ten sam, nic się nie zmieniło. Białorusini żartują sobie tylko w internecie, ile tam (w Mińsku - red.) zjedzono jajecznicy, ile wypito wiader kawy - mówi Dzmitry Hurniewicz, dziennikarz telewizji Biełsat.
To, co się wydarzyło w Mińsku wciąż także nie oznacza demokratyzacji kraju. - Trzeba cały czas pamiętać o tym, że na Białorusi prawa człowieka mają się źle, że są niewyjaśnione przypadki morderstw, zabójstw czy zniknięć polityków opozycyjnych. To wszystko jest cały czas na koncie tego reżimu - podkreśla Brzeziecki.
Na białoruskiej ulicy nadal też nie można przeprowadzać choćby wywiadu. - Gdybyśmy byli na Białorusi i tak sobie stali, na pewno by nas zgarnięto, milicja już by nas aresztowała i dostalibyśmy zawiadomienie do sądu, że to jest nielegalne zgromadzenie. Możemy za to dostać i prawdopodobnie byśmy dostali 15 dni więzienia w takim słynnym, mińskim więzieniu. Kiedyś miałem tam zaszczyt przez dziesięć dni być - mówi dziennikarz telewizji Biełsat.
Autor: mac//gak / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: PAP