Liderka norweskiej Partii Konserwatywnej (H) Erna Solberg utworzy mniejszościowy rząd z populistyczną Partią Postępu (FrP) po załamaniu się w poniedziałek trwających prawie od trzech tygodni rozmów koalicyjnych z chadekami i liberałami.
Norweska Partia Liberalna (V) i Chrześcijańska Partia Ludowa (KrF) zapowiedziały, że nie zamierzają wchodzić w koalicję z kontrowersyjną Partią Postępu. Obiecały jednak wesprzeć konserwatystów, aby zakończyć trwające osiem lat rządy koalicji czerwono-zielonej premiera Jensa Stoltenberga z Norweskiej Partii Pracy (Ap) oraz Socjalistycznej Partii Lewicy (SV) i Partii Centrum (Sp). Solberg oznajmiła po rozmowach, że "nie jest to jeszcze koniec współpracy pomiędzy czterema partiami".
Zbyt radykalni, by rządzić
Konserwatyści i trzy mniejsze ugrupowania wygrały wybory parlamentarne 9 września pod hasłami obniżki podatków, zwiększenia wykorzystania złóż naturalnych, ropy i gazu, dzięki którym Norwegia jest dziś jednym z najbogatszych krajów w Europie. Jednak rozmowy koalicyjne były trudne od początku, gdyż prawicowa antyimigrancka Partia Postępu jest postrzegana jako zbyt radykalna, aby rządzić. Jej zwolennikiem był Anders Behring Breivik, sprawca podwójnego zamachu terrorystycznego z 22 lipca 2011 roku, w którym zginęło 77 osób.
Poparcie w kuluarach parlamentu
Według analityków rząd mniejszościowy nie oznacza automatycznej destabilizacji, gdyż Norwegia, podobnie jak sąsiednia Szwecja, czy Dania, ma długą tradycję w sprawnym funkcjonowaniu mniejszościowych gabinetów. Norweskie prawo nie przewiduje wcześniejszych wyborów i partie wypracowały dużą kulturę współpracy nawet, jeśli prezentują znaczne rozbieżności w polityce. W przypadku mniejszościowych rządów negocjacje w sprawie polityki przenoszą się do parlamentu i porozumienia pomiędzy nimi są często zawierane w sposób jawny, a nie w zaciszu gabinetów.
Autor: rf//bgr / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA