Rodziny ofiar omyłkowego wrześniowego nalotu NATO koło afgańskiego Kunduzu dostaną odszkodowania. Wypłacą je Niemcy, na których rozkaz zaatakowały samoloty.
4 września NATO-wskie samoloty wezwane przez niemieckiego pułkownika Georga Kleina zbombardowały dwie uprowadzone przez talibów cysterny z paliwem. W wyniku ataku zginęło do 142 osób, w tym około 40 cywili.
W zeszły czwartek niemiecki minister obrony Karl-Theodor zu Guttenberg przyznał, że akcja w Kunduzie nie była właściwa z wojskowego punktu widzenia.
Skorygował on tym samym wcześniejsze oceny resortu obrony, który twierdził, że pułkownik Klein działał odpowiednio z militarnego punktu widzenia.
Według meldunków żandarmerii wojskowej niemiecki dowódca nie przeprowadził wystarczającego rozpoznania zanim rozkazał zbombardowanie cystern.
Odszkodowania załatwią polubownie
O formie i wysokości odszkodowań niemiecki resort obrony będzie negocjować z adwokatem krewnych ofiar ataku. Pochodzący z Afganistanu prawnik Karim Popal twierdzi, że ma pełnomocnictwa 78 osób, które straciły bliskich w wyniku bombardowania.
Jak wyjaśnił rzecznik, niemiecki rząd dąży do polubownego rozwiązania, które pozwoliłoby uniknąć długoletnich sporów przed sądem.
Tysiąc euro nie wystarczy
Adwokat Popal uznał tę zapowiedź za sukces. - Pozostaje pytanie o formę odszkodowania. Naszym celem jest długotrwałe rozwiązanie - powiedział Popal, cytowany przez agencję dpa.
Jego zdaniem niemiecki rząd mógłby ustanowić fundusz przeznaczony na zapewnienie egzystencji rannych oraz rodzin zmarłych. - Nie wystarczy wcisnąć jednym 1000 euro, a innym 2000 - dodał Popal.
Źródło: PAP