Nie chcą "ingerencji" USA


Libański Hezbollah ostro krytykuje wizytę wiceprezydenta USA Joe Bidena w Bejrucie. Zdaniem radykalnych szyitów to wyraźna "ingerencja" Waszyngtonu w wewnętrzne sprawy Libanu, w którym za dwa tygodnie odbędą się wybory parlamentarne.

- Wygląda na to, że wizyta ta wpisuje się w amerykański nadzór nad kampanią wyborczą libańskiej partii, która czuje się zagrożona politycznie wobec zachodzących w regionie zmian i spodziewanych wyników wyborów - oświadczył deputowany Hezbollahu Hasan Fadlallah.

Mówiąc o zagrożonej partii, miał na myśli antysyryjską większość popieraną przez Waszyngton. Hezbollah jest prosyryjski i antyamerykański.

- Apelujemy do wszystkich Libańczyków wszystkich opcji, by uniemożliwili podobną ingerencję, która stanowi jaskrawe naruszenie suwerenności Libanu - oświadczył Fadlallah.

Według niego do wizyty Bidena dochodzi w czasie, gdy administracja USA "usiłuje narzucić swoje poglądy przyszłemu rządowi i wytyczyć czerwone linie w jego programie". "Stawimy czoło" tym próbom - zapewnił.

Waszyngton boi się Hezbollahu

Piątkowa wizyta wiceprezydenta w Bejrucie jest pierwszą tej rangi przedstawiciela władz amerykańskich w Libanie od 1983 roku. W kwietniu Bejrut odwiedziła sekretarz stanu Hillary Clinton.

Podczas spotkań z prezydentem Michelem Suleimanem, premierem Fuadem Siniorą oraz przewodniczącym parlamentu Nabihem Berrim Biden ma zademonstrować "poparcie Stanów Zjednoczonych dla niepodległego i suwerennego Libanu".

Amerykanie obawiają się, że może on stracić suwerenność po wyborach parlamentarnych 7 czerwca, które mogą się zakończyć zwycięstwem bojkotowanego przez Waszyngton Hezbollahu.

Po rozmowie z Suleimaname Biden oznajmił, że "Stany Zjednoczone określą swój program pomocy zależnie od polityki rządu".

Źródło: PAP