Amerykanie wycofali się z planów zorganizowania największych w historii manewrów wojsk USA i Izraela z udziałem licznych systemów obrony przeciwrakietowych - pisze "Time". Waszyngton ma się obawiać, że Tel-Awiw wykorzystałby je do ataku na Iran. - Praktycznie Amerykanie powiedzieli: "Nie ufamy wam" - skwitował izraelski wojskowy.
Zgodnie z tradycją doroczne ćwiczenia Austere Challenge 12 miały się odbyć wiosną 2012 roku. Tegoroczne manewry miały być jednak największe w historii relacji wojsk USA i Izraela, co traktowano jako wyraźny sygnał skierowany do władz Iranu. Najważniejszym elementem Austere Challenge 12 miały być duże wspólne ćwiczenia oddziałów obrony przeciwrakietowej. Miało to silny wydźwięk w obliczu potencjalnego uderzenia rakietowego Iranu na Izrael, w odwecie za atak na swój program atomowy.
Drobne nieporozumienia
Pomimo wielkich zapowiedzi, w lutym ćwiczenia przesunięto z wiosny na listopad. Wówczas odebrano to jako chęć pewnego załagodzenia napięć w trójkącie USA-Izrael-Iran, po serii ćwiczeń wojsk Teheranu na Zatoce Perskiej i wprowadzeniu przez Zachód nowych sankcji.
Administracja Baracka Obamy już wówczas wiele razy dawała do zrozumienia, że rozwiązanie kryzysu w stosunkach z Iranem przy pomocy środków militarnych byłoby skrajnością. Waszyngton wielokrotnie naciskał na Izrael, aby również dał szansę dyplomacji. Tel-Awiw jednak niedwuznacznie odpowiadał, że rozmowy z Iranem to strata czasu i izraelskie wojsko jest gotowe do operacji zbrojnej.
Najwyraźniej groźne pomruki polityków Izraela podkopały zaufanie pokładane w nich przez Waszyngton. Jak twierdzi "Time", powołując się na swoich informatorów, administracja Obamy zdecydowała się drastycznie ograniczyć skalę manewrów Austere Challenge 12. Oficjalnie jest to motywowane cięciami budżetowymi, ale nieoficjalnie rozmówcy tygodnika mówią o napięciu i braku zaufania pomiędzy administracją Obamy oraz Benjamina Netanjahu.
Drastyczne ograniczenie
- Praktycznie Amerykanie powiedzieli: Nie ufamy wam - stwierdził anonimowy izraelski wojskowy w rozmowie z "Time". Zamiast planowanych pięciu tysięcy żołnierzy USA do Izraela ma przyjechać w listopadzie 1,2-1,5 tys. Systemy przeciwlotnicze i przeciwrakietowe Patriot zostaną rozmieszczone zgodnie z planem, ale nie przyjadą z nimi żołnierze do obsługi. Rakiety praktycznie będą więc atrapami do ćwiczeń logistyków.
Zamiast dwóch niszczycieli US Navy typu Arleigh Burke z systemem obrony przeciwrakietowej AEGIS BMD przy wybrzeżu Izraela ma się pojawić być może jeden. Na dodatek jego obecność ciągle nie jest potwierdzona i traktowana jako "możliwa".
Wszystkie te redukcje oznaczają w praktyce, że zamiast potężnego wzmocnienia obrony przeciwrakietowej podczas ćwiczeń, Izrael nie otrzyma nic.
Trzymanie w niepewności
"Time" twierdzi też, powołując się na swoje źródła, że Amerykanie w jeszcze jeden sposób ograniczają potencjalne wojownicze zapędy Tel-Awiwu. Chodzi o bardzo silny radar pasma X AN/TPY-2 będący elementem globalnej tarczy antyrakietowej, umieszczony na pustyni Negew i wycelowany w kierunku Iranu. Amerykański sprzęt ma wykrywać starty rakiet z terytorium Iranu o 6-7 minut wcześniej niż sprzęt Izraelczyków, dając niezwykle cenny czas na uruchomienie obrony. Izrael ma jednak nie mieć dostępu do radaru. Jedynie amerykańska obsługa widzi jego wskazania i od Waszyngtonu zależy to, czy informacje zostaną przekazane sojusznikom.
Jak mówi izraelski analityk bezpieczeństwa Efraim Inbar, przesłanie wyłaniające się z decyzji Waszyngtonu jest proste. - Oni nie chcą sugerować, że potajemnie szykują coś z Izraelem przeciw Iranowi - stwierdził analityk z Centrum Studiów Strategicznych na uniwersytecie Bar-Ilan. - Zaufanie? My im nie ufamy. Oni nam nie ufają.
Autor: mk//gak / Źródło: "Time", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: IDF