Największe wybory świata. Głosuje prawie miliard osób


W Indiach rozpoczęły się w poniedziałek wybory parlamentarne. Potrwają ponad 5 tygodni i mogą - według przewidywań - zakończyć się zwycięstwem nacjonalistycznej Indyjskiej Partii Ludowej (BJP), która odsunie od władzy rządzący obecnie Indyjski Kongres Narodowy.

Ocenia się, że ok. 814 mln wyborców, niezadowolonych ze słabnącego wzrostu gospodarczego i wzrostu cen, położy kres trwającym od 10 lat rządom Indyjskiego Kongresu Narodowego, zdominowanego przez dynastię rodziny Gandhi. Walka toczy się o 543 miejsca w Izbie Ludowej (izbie niższej) parlamentu.

Jako pierwsi oddadzą głosy wyborcy w sześciu okręgach w stanach Asam i Tripura na północnym wschodzie Indii.

Dawny straganiarz premierem?

Według sondaży w wyborach zwycięży opozycyjna Indyjska Partia Ludowa (BJP), a jej przywódca 63-letni Narendra Modi zostanie nowym premierem Indii. Popierają go indyjscy i zagraniczni biznesmeni, a także indyjska klasa średnia, rozczarowana skorumpowanymi i niechętnymi reformom 10-letnimi rządami Indyjskiego Kongresu Narodowego. Modiemu udało się przekonać wszystkich, że podczas gdy Indie popadały w ostatnich latach w recesję, rządzony przez niego stan Gudżarat kwitł i notował dwucyfrowe tempo wzrostu gospodarczego. Obiecuje, że jeśli wyborcy powierzą mu władzę, powtórzy ten sukces w skali całego kraju.

Partia BJP (Bharatiya Janata Party) oskarżana jest przez Kongres o prowokowanie starć między różnymi ugrupowaniami religijnymi, w których zginęło już ponad 1000 osób, głównie muzułmanów.

Największa demokracja świata

Indie uważają, że są nie tylko największą, ale i najsprawniej działającą demokracją w Azji. Pierwsze wolne wybory przeprowadzono tu na przełomie 1951 i 1952 r. i odtąd odbywają się one regularnie, co pięć lat lub w sposób przyspieszony, gdy upadał któryś z panujących rządów.

W przeciwieństwie do sąsiadów z Azji, w Indiach przywódcy kraju wyłaniani byli zawsze w sposób demokratyczny, w drodze wyborów, a pokonani w elekcji nigdy nie kwestionowali werdyktu obywateli.

Wojsko nigdy nie mieszało się w Indiach do polityki, nie dochodziło tam do zamachów stanu, a w Delhi nigdy nie panował dyktator w wojskowym mundurze. Tylko raz, w 1975 r., rządząca premier Indira Gandhi wdawszy się w konflikt z parlamentem, wprowadziła na dwa lata stan wyjątkowy i zawiesiła swobody obywatelskie. Zapłaciła zresztą za to władzą, którą rodacy odebrali jej, gdy w 1977 r. ogłosiła wybory i stanęła do nich, by zalegalizować swoje rządy.

„Żaden z kandydujących”

Na żądanie działaczy praw człowieka Sąd Najwyższy zarządził, by wyborcy mieli możliwość odrzucić partyjne listy, nie bojkotując wyborów, ani nie oddając głosów nieważnych. Możliwość tę da im karta do głosowania ze wskazaniem „żaden z kandydujących”. Działacze praw człowieka liczą, że głosy sprzeciwu uzmysłowią klasie politycznej panujący w kraju kryzys zaufania do niej, spowodowany korupcją i prywatą, jaką kierują się rządzący.

Głosowanie zakończy się 12 maja, a 16 maja mają zostać ogłoszone wyniki wyborów. Do zapewnienia bezpieczeństwa i porządku podczas wyborów, a także do ich przeprowadzenia i podliczenia głosów zaangażowana zostanie 11-milionowa armia urzędników i policjantów.

Najdroższe ze wszystkich wyborów

Będą to także najkosztowniejsze ze wszystkich wyborów, jakie urządzały Indie. Na zorganizowanie wyborów rząd wydał ponad pół miliarda dolarów, natomiast partie polityczne na kampanie wyborcze, zjednywanie sobie zwolenników i obrzydzanie rodakom rywali wydały prawie 5 miliardów dolarów, trzy razy więcej niż podczas poprzednich wyborów w 2009 r. Więcej, 7 miliardów, na elekcję swojego prezydenta wydali tylko w 2012 r. Amerykanie.

Organizatorzy tegorocznych wyborów spodziewają się także rekordowej frekwencji przy urnach. Westernizacja mediów i politycznych obyczajów sprawiła, że tegoroczna kampania wyborcza przekształciła się bowiem w przypominający amerykańskie elekcje osobisty pojedynek między prącym do władzy przywódcą opozycji, dawnym straganiarzem Narendrą Modim, a reprezentującym partię rządzącą Rahulem Gandhim, dziedzicem politycznej dynastii Nehru-Gandhi, która przekazując sobie władzę z pokolenia na pokolenie, rządzi niemal nieprzerwanie największą demokracją świata i mieni się jej najwierniejszym wyznawcą i obrońcą.

Autor: kło,jl/kka / Źródło: PAP