"Najemca szantażował kapitana statku"


Jewgienij Miniajew był kiedyś kapitanem "Bułgarii". W wywiadzie dla portalu Lifenews.ru nie zostawia suchej nitki na firmie, która wynajmowała statek. Jego zdaniem, właściciel firmy Agroriecztur zmusił załogę szantażem do wypłynięcia w jej ostatni rejs. W katastrofie statku "Bułgaria" w niedzielę zginęło blisko 130 osób.

Były kapitan "Bułgarii" wspomina dwa miesiące pracy na statku jak straszny sen. Według Miniajewa, najemca statku Andriej Smirnow wstrzymywał wypłaty dla załogi nawet po kilka miesięcy z rzędu, żeby tylko zmusić ją do wypływania w rejsy.

- Statek był w fatalnym stanie, ale właściciel nie zawracał sobie głowy robieniem remontu i eksploatował statek, próbując wycisnąć z niego pieniądze jak najmniejszym kosztem - mówi Miniajew, którego żona także pracowała na "Bułgarii".

Miniajew: Szantażowali kapitana

Kapitana Aleksandra Ostrowskiego, który zginął w katastrofie, Miniajew znał ponad 10 lat. Nie wierzy, żeby specjalista takiej klasy mógł zawinić w katastrofie. Zdaniem Miniajewa, Ostrowskiego po prostu zmuszono do wypłynięcia.

- Najemcy mówili: Nie chcesz płynąć? Nie płyń! W porcie jest 15-20 kapitanów, którzy mogą ciebie zastąpić - mówi Miniajew. I wspomina, że jego też wielokrotnie zmuszali do wypłynięcia w rejs w złych warunkach pogodowych. To właśnie z tego powodu w końcu pokłócił się z najemcami "Bułgarii" i po zaledwie dwóch miesiącach przeniósł się na inny statek.

Najemcy mówili: Nie chcesz płynąć? Nie płyń! W porcie jest 15-20 kapitanów, którzy mogą ciebie zastąpić. Jewgienij Miniajew, były kapitan "Bułgarii"

"Oszczędzali na wszystkim"

Miniajew twierdzi, że oszczędzano jak się dało na remontach statku, choćby silnika. Do maszynowni często dostawała się woda i dlatego silnik często odmawiał posłuszeństwa.

- Statek zawsze przed wyjściem w rejs należało tankować 40 tonami paliwa, żeby zabezpieczyć balast i równowagę statku, zwłaszcza w warunkach sztormu. Ale dla oszczędności wlewali zaledwie 2-3 tony. I stąd ten przechył - uważa były kapitan statku.

Problem z załogą

Do złego stanu technicznego dochodziło słabe wyszkolenie załogi. Nikt nie chciał pracować na "Bułgarii" i członkowie załogi wciąż się zmieniali. Jej niedoświadczenie i zbyt mała liczba marynarzy mogły przyczynić się do katastrofy.

Statek zawsze przed wyjściem w rejs należało tankować 40 tonami paliwa, żeby zabezpieczyć balast i równowagę statku, zwłaszcza w warunkach sztormu. Ale dla oszczędności wlewali zaledwie 2-3 tony. I stąd ten przechył. Jewgienij Miniajew, były kapitan "Bułgarii"

- Przed każdym rejsem przez głośniki ogłasza się, że trzeba pozamykać iluminatory. Ale kiedy statek wypływał w ostatni rejs, było bardzo gorąco i pasażerowie sami pootwierali iluminatory. Załoga nie była kompletna - więc i nie mogła wszystkiego przypilnować, choćby zamknięcia iluminatorów - mówi Miniajew. - Więc kiedy statek upadł na bok, ogromna ilość wody wdarła się do kajut i to ostatecznie przesądziło o losie statku.

Przekupstwo?

Były kapitan "Bułgarii" dziwi się też, jak Rzeczny Rejestr Rosji, który powinien pilnować technicznego stanu statków, wydał zgodę na wyjście "Bułgarii" w rejs: "Najprawdopodobniej kogoś tam przekupili. Nie boję się o tym mówić. Najemcy powinni odpowiedzieć za śmierć niewinnych ludzi".

Śledczy zatrzymali we wtorek dyrektor firmy "Argoriecztur", żonę właściciela spółki, wspomnianego przez Miniajewa, Andrieja Smirnowa. Jak podaje Interfax, powołując się na urząd nadzorujący rosyjski przemysł turystyczny, firma nie figuruje w spisie operatorów wycieczek, co może oznaczać, że w ogóle nie miała prawa organizować takiego rejsu.

Źródło: lifenews.ru