Misjonarz ocalił życie noworodka, służąc za "ludzki inkubator" i własnym ciepłem ogrzewając potrzebujące ratunku dziecko. W środkowoafrykańskim szpitalu, w którym brat Maciej Jabłoński pełni posługę, brakuje sprzętu medycznego, w tym właśnie inkubatorów. Chłopiec otrzymał imię Cud Boży Maciej.
Do niedawna brat Maciej Jabłoński był fizjoterapeutą drużyny juniorów WKS-u Śląska Wrocław. W 2018 roku los rzucił go w serce Afryki. Dziś w niewielkim mieście Ngaoundaye, na styku granic Republiki Środkowoafrykańskiej, Czadu i Kamerunu, zakonnik kapucyn prowadzi ostry dyżur pediatryczny. Walczy o zdrowie i życie dzieci, w szczególności noworodków. Szpital, w którym pracuje, działa wyłącznie dzięki wsparciu darczyńców. Pieniędzy potrzeba na leki i remont, zarówno bloku operacyjnego, jak i całej placówki. Pilnie potrzebny jest także zakup sprzętu medycznego. Brakuje między innymi inkubatorów.
Dodatkowy koc i termofory nie wystarczyły
"Nie dawaliśmy mu wielkich szans na przeżycie" - tak o jednym z potrzebujących ratunku dzieci napisał na Facebooku brat Maciej Jabłoński.
Chłopiec przyszedł na świat przez cesarskie cięcie. "Przed operacją nie było słychać tętna płodu, w trakcie odkryliśmy, że mały jest owinięty pępowiną wokół szyi. Nie dawał oznak życia. Po przecięciu pępowiny i dłuższej reanimacji zaczął oddychać" - relacjonował kapucyn.
Nie można było oznaczyć temperatury noworodka. Okazało się, że chłopiec ma głęboką hipotermię. Konieczne było ogrzanie dziecka. Medycy podali mu leki, owinęli kocem i obłożyli ciepłymi butelkami. To jednak nie wystarczało.
"Wówczas wpadłem na pomysł, że moje ciało podziała jak inkubator" - napisał misjonarz. Kluczowa miała się okazać pierwsza noc. Dziecko przeżyło. Chłopiec otrzymał imię Merveille de Dieu Mathias.
"Merveille de dieu" to po francusku "cud boży".
Lista życzeń
Mały "Cud" to nie jedyne dziecko uratowane przez zakonnika. Szpital prowadzony przez brata Macieja ma na koncie wiele żyć, ale niewiele pieniędzy. By skuteczniej pomagać misjonarz potrzebuje wsparcia.
Na swoim profilu opublikował więc "listę życzeń do św. Mikołaja". Znajduje się na niej inkubator, defibrylator z monitorem - wersja z karetki, USG, RTG oraz dwa koncentratory do tlenu.
"Wiem, że proszę o wiele, ale wiem też, że wszystko jest możliwe. Jest wiele osób, które szuka konkretnego celu, tak więc oto, Ta Da Dam. Konkrety. Do roboty, bo wszystkich dzieciaków nie dam rady sam dogrzać" - napisał misjonarz.
"Machina ruszyła"
Zdjęcie i apel, opublikowane przez brata Macieja poruszyły wiele serc. Pod postem zakonnika pojawiały się tysiące pozytywnych komentarzy, sam wpis był szeroko udostępniany.
Pani Paulina Szubińska-Gryz postanowiła pomóc konkretnie.
- Wpadłam na jego apel i to był impuls. Wiedziałam, że zorganizuję mu ten sprzęt - powiedziała portalowi tvn24.pl.
Kobieta napisała więc do misjonarza i nawiązała kontakt z jego przełożonymi. Gdy otrzymała ich zgodę, razem z prezes Fundacji Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym "Kawałek Nieba" uruchomiła dedykowane subkonto i … "machina ruszyła". - Mam już oferty na sprzęt. Cały koszt to około 600 tysięcy złotych. Bardzo zależy nam na zakupie przynajmniej części sprzętu do końca sierpnia, bo we wrześniu do Afryki na misję płynie kontener, a płyną około cztery razy w roku - wyjaśnia pani Paulina.
Jak dodaje, zakonnik chciałby głównie skupić się na mamach i dzieciach. Główne problemy zdrowotne, z którymi się boryka to zakażenie wirusem HIV, malaria, gruźlica płuc i kości.
Jednak każdy, kto zgłosi się do szpitala brata Macieja dostanie pomoc.
Autor: momo//rzw,kg / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Facebook/BrMaciej Jabłoński