- Rząd nie wie, że tu jestem i robię to, co robię. Gdyby władze o mnie wiedziały, prawdopodobnie kazano by mi przestać - mówi Naoto Matsumura. To jedyny Japończyk, który zamieszkuje miasto Tomioka. Miasto, które po awarii w elektrowni atomowej Fukushima, ogłoszono strefą zamkniętą.
Tomioka leży zaledwie 12 kilometrów od elektrowni atomowej Fukushima. Nie wolno wejść tu bez specjalnego, wydanego przez władze zezwolenia. Nie wolno też mieszkać. Po marcowej katastrofie z okolicznych terenów ewakuowano około 100 tys. ludzi. Wszyscy zostawili domy i pola uprawne. Wielu prawdopodobnie nigdy tu nie wróci. Według szacunków rządu, tereny wokół uszkodzonej elektrowni mogą nie nadawać się do zamieszkania przez dziesięciolecia.
"Gdyby władze o mnie wiedziały..."
Naoto Matsumura zdaje się jednak nie przejmować państwowymi zakazami. - Rząd nie wie, że tu jestem i robię to, co robię. Gdyby władze o mnie wiedziały, prawdopodobnie kazano by mi przestać. Nie pozwolono by pracować, jak innym ludziom stąd. Gdyby Ci ludzie zobaczyli stan swoich upraw, pewnie by się popłakali - mówi Japończyk.
50-paroletni Matsumura nie ma prądu ani bieżącej wody. Żywi się uprawianym przez siebie ryżem, konserwami i rybami, które złapie w pobliskiej rzece. Dwa razy w miesiącu jedzie do miasta - poza strefę zamkniętą - żeby uzupełnić zapasy. Jak sam mówi, zostaje, żeby zająć się zwierzętami. I grobami. I żeby udowodnić, że jest panem własnego losu. Nie chce zostawiać pól, które jego rodzina uprawia od pięciu pokoleń.
- Nie dam się pobić. Wręcz przeciwnie! Będę tu, dopóki inni nie wrócą. Nie poddam się - to moja wiara - zapowiada Matsumura.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24