"Media wszystko pomieszały. On uratował 4000 ludzi"

Aktualizacja:

Wyszydzany przez całe Włochy kapitan Costa Concordii nie ma wielu sojuszników wśród swoich rodaków. Powszechnie jest traktowany jako tchórz, który opuścił swój tonący statek przed zakończeniem ewakuacji pasażerów. Jednak Francesco Schettino ma jeden bastion poparcia, swoje rodzinne miasteczko Meta di Sorrento pod Neapolem. - To on jest bohaterem. Media wszystko pomieszały. On uratował cztery tysiące ludzi - mówi miejscowy samorządowiec, Giuseppe Tito.

Urokliwe miasteczko leżące nad morzem opodal Neapolu liczy około dziesięciu tysięcy mieszkańców. Od zawsze Meta di Sorrento było oazą spokoju, nawiedzaną jedynie przez turystów. Teraz jednak przeżywa szturm przedstawicieli włoskiej i światowej prasy. Obiektem zainteresowania jest przede wszystkim jeden konkretny dom, w którym mieszka Schettino, jego żona i ich 15-letnia córka.

Kapitan Costa Concordii został do niego przewieziony w środę, bezpośrednio po tym, jak sąd w Grosseto nakazał umieścić go w areszcie domowym. Natychmiast miejsce pobytu Schettino zostało otoczone przez kamery.

Ofiara mediów

Mieszkańcy miasteczka są poirytowani tym, jak kapitan jest przedstawiany w mediach. Wbrew powszechnie powtarzanym opiniom o nieodpowiedzialnym zachowaniu Schettino w dniu katastrofy Costa Concordii, jego sąsiedzi mają odmienne zdanie. W Meta di Sorrento można raczej usłyszeć, iż kapitan jest "wspaniałym człowiekiem i świetnym marynarzem".

Według miejscowego księdza, jego wspólnota jest "naprawdę zła" na media za to, jak przedstawiają Schettino. - Oni postawili go pod pręgierzem. Mówiąc wprost, oni go zabili. To wstyd. Tyle osób zginęło, dlaczego chcą następnej ofiary? - mówi Don Gennaro Starita.

Mieszkańcy miasteczka są w stanie przyjąć, iż 52-letni kapitan rzeczywiście podpłynął zbyt blisko wyspy Giglio i uderzył statkiem w skały, ale sprzeciwiają się przedstawianiu go jako jedynego "złego", autora katastrofy. Większość uważa, że reszta załogi i armator statku zrobili z niego kozła ofiarnego.

Oni postawili go pod pręgierzem. Mówiąc wprost, oni go zabili. To wstyd. Tyle osób zginęło, dlaczego chcą następnej ofiary? Proboszcz z rodzinnego miasta kapitana o włoskich mediach

- Każdy, kto zna Franco wie, że to naprawdę świetny marynarz, wybitny dowódca i lojalny pracownik. To profesjonalista, który nigdy świadomie nie naraziłby nikogo na niebezpieczeństwo - powiedział anonimowo jeden z mieszkańców miasteczka. - To bardzo dobry człowiek. Znam jego rodzinę od pokoleń i są szanowanymi ludźmi morza. Łatwo go teraz krytykować w tej atmosferze emocji, ale my wszyscy go szanujemy. To trudny czas dla społeczności - powiedział inny.

Schettino wspiera też Franco Amato, kapitan promu, który niegdyś z nim pracował. - Razem dorastaliśmy. Wszyscy w wiosce wiedzieliśmy, że jest naprawdę dobry. Był najlepszy z nas i miał świetną karierę. Teraz jest zdruzgotany tą tragedią - powiedział kapitan.

Feralny manewr

We wraku Costa Concordii leżącym na skałach u brzegu wyspy Giglio ratownicy ciągle poszukują zaginionych pasażerów i członków załogi. Akcję trzeba jednak często przerywać z powodu zmiennej pogody i ruchów statku. Do tej pory nie doliczono się około 20 osób.

Potwierdzono śmierć 11 członków załogi i pasażerów.

Źródło: telegraph.co.uk