Donald Trump zjednoczył wszystkich przeciwko sobie, wywołał oburzenie wśród muzułmanów, dostarczył paliwa ekstremistom i nie po raz pierwszy pomniejszył Stany Zjednoczone w oczach świata - komentuje decyzję amerykańskiego prezydenta o uznaniu Jerozolimy za stolicę Izraela "Financial Times".
Nikt na niej nie skorzysta, a już na pewno nie ci, którym zależy na pokoju, nawet sam Trump - dodaje w czwartkowym komentarzu redakcyjnym brytyjski dziennik.
Według niego Trump "zjednoczył wszystkich przeciwko sobie, w tym swych najbliższych sojuszników w regionie, wywołał oburzenie wśród muzułmanów, dostarczył paliwa ekstremistom i nie po raz pierwszy pomniejszył Amerykę w oczach świata". Nie przysłużył się też interesom Izraela, z czym jednak mogą się nie zgodzić niektórzy Izraelczycy - czytamy. "FT" tłumaczy, że Jerozolima była w centrum wysiłków pokojowych na Bliskim Wschodzie od podziału w 1947 roku. Wówczas newralgiczne kwestie dotyczące statusu miasta (i jego znaczenia jako świętego miejsca dla żydów, muzułmanów i chrześcijan) sprawiły, że ONZ traktował Jerozolimę jako jednostkę, która jest odrębna od państwa żydowskiego. Chociaż Izrael zawsze twierdził, że święte miasto jest jego stolicą, nie uznał tego dotychczas żaden kraj. I są ku temu dobre powody, te same, które stały za tym, że pozostali prezydenci USA odmawiali realizacji ustawy z 1995 roku, która potwierdzała twarde fakty w terenie i miała na celu przeniesienie amerykańskiej ambasady - dodaje dziennik. Według niego uznanie izraelskich roszczeń do miasta to zniweczenie palestyńskich nadziei, by ubiegać się o własną stolicę w okupowanej Jerozolimie Wschodniej. Jest to również podarcie porozumienia pokojowego z Oslo z 1995 roku, które głosiło, że ostateczny status miasta zostanie ustalony w wyniku negocjacji. Decyzja Trumpa jednoczy też muzułmanów przeciwko Izraelowi w czasie, gdy antyizraelskie nastroje są relatywnie przygaszone - zauważa "FT". Dziennik przypomina, że w tym tygodniu Trump był przestrzegany przed decyzją przez Turcję, Organizację Wyzwolenia Palestyny, Hamas czy Jordanię. Wydaje się, że mimo słów, iż nie zajmuje stanowiska w kwestiach dotyczących ostatecznego statusu Jerozolimy, Trump udaremnił swoje własne plany, by wynegocjować porozumienie między Izraelem a Palestyńczykami, gdyż na korzyść Izraela rozwiązał jedną z najbardziej wybuchowych kwestii. Jak na kogoś, kto chwali się, że jest doskonałym negocjatorem, jest dziwne, że oddaje tę kartę jeszcze przed rozpoczęciem rozmów - komentuje "FT". Decyzja budzi kontrowersje także dlatego, że komplikuje sprawy dla Arabii Saudyjskiej, głównego rozmówcy Trumpa w regionie. Saudyjczycy, którzy odgrywali rolę w rozwijaniu najnowszych planów pokojowych USA, także ostro się jej sprzeciwiają. "FT" zauważa, że rządzący krajem król jest też samozwańczym liderem sunnickiego islamu, a meczet Al-Aksa w Jerozolimie to jedno z najświętszych miejsc islamu, po meczetach w Mekce i Medynie. Dlatego może to być cios dla Saudyjczyków, zwłaszcza dla pretendenta do tronu księcia Muhammada ibn Salmana as-Sauda, który działał jako pośrednik między Palestyńczykami a zięciem Trumpa i jego wysłannikiem do regionu Jaredem Kushnerem - podkreśla dziennik. Przede wszystkim jednak opowiadając się po jednej ze stron w kluczowej dla izraelsko-palestyńskiego konfliktu kwestii Trump pogrzebał resztki wiary, że Waszyngton może być szczerym mediatorem. Status Jerozolimy zawsze był tykającą bombą. Teraz pojawiły się obawy, że Trump podpalił lont - konkluduje "FT".
Niemieckie media podzielone
Niemieccy komentatorzy bardzo różnią się w ocenie decyzji prezydenta USA Donalda Trumpa o uznaniu Jerozolimy za stolicę Izraela: "Die Welt" chwali odwagę Trumpa, "Sueddeutsche Zeitung" zarzuca mu podsycanie konfliktu, a "FAZ" oskarża o zerwanie konsensusu.
"Prezydent USA ma rację uznając Jerozolimę za stolicę Izraela. Dwadzieścia lat odmowy uznania rzeczywistości nie przybliżyły Bliskiego Wschodu do pokoju. Nadszedł czas, by uznać realia, także w Europie" - pisze w "Die Welt" Alan Posener.
"Im dobitniej wyjaśni, że Zachód stoi po stronie Izraela, tym szybciej Ramallah i Gaza będą gotowe do uznania faktów" - zaznacza komentator. I dodaje, że wspólnota międzynarodowa i tak od lat "milcząco" uznaje "miasto żydowskich królów Dawida, Salomona i Heroda" za stolicę państwa żydowskiego. "Jedynie za sprawą dyplomatów utrzymywana jest fikcja, zgodnie z którą status miasta jest jakby niejasny, a ambasady, także krajów zaprzyjaźnionych i sojuszników, rezydują w Tel Awiwie. Prezydent USA Donald Trump skończył z tą schizofrenią" - chwali Posener. Dotychczasowa polityka USA, polegająca na odkładaniu realizacji decyzji z 1995 roku o uznaniu Jerozolimy, "nie przybliżyła pokoju ani o milimetr" - ocenia. "Gdyby rządy europejskie były uczciwe, poszłyby w ślady Ameryki" - pisze komentator. Izrael nie zrezygnuje z Jerozolimy jako swojej stolicy, a ponownego podziału miasta, jaki istniał w latach 1948-1967, "nikt nie chce, a najmniej chcą tego uprzywilejowani palestyńscy mieszkańcy ponownie zjednoczonego miasta". Posener przewiduje, że Europejczycy będą pomimo tych wszystkich argumentów krytykować decyzję USA, "będą ostrzegać i napominać".
Powodem takiej postawy jest jego zdaniem "arabska ropa, strach przed muzułmańskim terroryzmem i poczucie, że ruganie Trumpa w połączeniu z krytyką Izraela zostanie dobrze odebrane przez wyborców".
"Po cichu (Europejczycy) będą się cieszyć, ponieważ widzą szansę na zajęcie miejsca Ameryki jako pośrednika" - tłumaczy Posener. Podział ról "USA jako zły policjant i Europa jako dobry" jest "nęcący, lecz całkowicie nierealistyczny" - ocenia "Die Welt". Zdaniem komentatora istnieją tylko dwaj globalni gracze - Rosja i USA. "Obu brak jest jednak sił, by wymusić pokój, o czym przekonali się wszyscy prezydenci USA od czasów Harry'ego Trumana" - pisze w konkluzji Posener. Zdaniem Stefana Korneliusa z "Sueddeutsche Zeitung" "Stany Zjednoczone przestały pośredniczyć między Izraelem i Palestyńczykami, a zamiast tego podsycają konflikt". "Uznanie Jerozolimy za stolicę Izraela może wyzwolić emocjonalny impet, nieznany na Bliskim Wschodzie od czasów drugiej intifady" - ostrzega komentator. Według niego decyzja Trumpa oznacza "koniec podwójnej roli Ameryki jako siły chroniącej Izrael i równocześnie będącej mediatorem w konflikcie". "Frankfurter Allgemeine Zeitung" zwraca uwagę, że Trump "zerwał konsensus istniejący od dziesięcioleci". Jego decyzja jest "śmiertelnym ciosem" dla nadziei Palestyńczyków na to, że Jerozolima Wschodnia stanie się kiedyś stolicą ich państwa. Autor komentarza Rainer Hermann zaznacza, że decyzja Trumpa jest wodą na młyn Turcji i Iranu. Oba kraje będą mogły dzięki temu udawać obrońców islamskich interesów. "Trump pracuje być może nad 'dealem', ale nie pracuje nad rozwiązaniem pokojowym" - twierdzi publicysta "FAZ".
Autor: mart//kg / Źródło: PAP