Ze wschodniego wybrzeża Korei Północnej odpalono rakietę krótkiego zasięgu - podały media południowokoreańskie. Pocisk najprawdopodobniej wylądował w morzu. Nie wiadomo, czy miało to związek z ogłoszoną śmiercią Kim Dzong Ila. - Sytuacja jest nieprzewidywalna - mówi na antenie TVN24 prof. Bogdan Góralczyk. Za to gen. Stanisław Koziej z Biura Bezpieczeństwa Narodowego uważa, że "na to, co się dzieje w Korei, trzeba patrzeć przez trochę inne okulary".
Przedstawiciel władz Korei Południowej, cytowany przez agencję Yonhap, stwierdził, że w jego ocenie, odpalenie nie było związane ze śmiercią dyktatora.
Od momentu pogorszenia się stanu zdrowia Kim Dzong Ila, rysowano różne możliwe scenariusze jego sukcesji. Jednym z trzech uznawanych za najbardziej prawdopodobne jest wybuch wewnętrznej walki o władzę. Jedną ze stron tego sporu może być wojsko, posiadające w kraju potężne wpływy.
Być może generałowie będą chcieli wzmocnić swoją pozycję eskalując napięcie z Koreą Południową poprzez różne prowokacje. W napiętej sytuacji w relacjach z południowym sąsiadem, wszelkie takie demonstracje siły mogą łatwo przerodzić się w otwarty konflikt.
Niepewna sytuacja
Już w poniedziałek rano po ogłoszeniu śmierci Kim Dzong Ila rząd Japonii polecił siłom zbrojnym "wzmożoną czujność" oraz przystąpił do konsultacji z Waszyngtonem i Seulem. Południowokoreańskie ministerstwo obrony oświadczyło, że nie stwierdzono zwiększonej aktywności sił zbrojnych Korei Północnej. Wojsko postawiono jednak w stan pogotowia.
Korea Południowa i Japonia bardzo uważnie śledzą rozwój wydarzeń w Korei Północnej, ponieważ mają z tym krajem najgorsze stosunki w regionie oraz znajdują się w zasięgu jego rakiet balistycznych. Władze w Seulu i Tokio obawiają się, że nieprzewidywalny Phenian odpali w ich kierunku pocisk z głowicą wypełnioną bronią chemiczną bądź biologiczną. Północnokoreańska broń atomowa najprawdopodobniej jest nie dość zaawansowana, aby dało się ją zmieścić na prymitywnych rakietach produkowanych w tym kraju.
Napięcie w Seulu i Tokio potęguje to, że wojsko Korei Północnej jest znane z bardzo prowokacyjnych działań. W ubiegłym roku północnokoreańskie wojsko niemal na pewno storpedowało korwetę południa, która tonąc, zabrała z sobą niemal 50 marynarzy. Pół roku później artyleria północy przeprowadziła intensywny ostrzał wyspy Yeonpyeong, leżącej w pobliżu spornej granicy na Morzu Żółtym. Wtedy zginęły trzy osoby.
Atmosfera zimnej wojny w ryzach
Według gen. Stanisława Kozieja, szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, Półwysep Koreański jest ostatnim zakątkiem na kuli ziemskiej, gdzie czuć bezpośrednio atmosferę zimnej wojny. Jednak gen. Koziej zwrócił uwagę, że "na to, co się dzieje w Korei, trzeba patrzeć przez trochę inne okulary, niż my przywykliśmy patrzeć na inne państwa". - Ja bym najkrócej sprowadził [specyfikę Korei - red.] do tego, że ten militarny wymiar jest jedną z głównych form aktywności politycznej Korei, aktywności struktur państwa - powiedział Koziej.
Dlatego, według niego odpalenie rakiety krótkiego zasięgu ma dwa generalne cele. Jak twierdzi szef BBN, jest to "skierowanie pewnego komunikatu do swoich obywateli wewnątrz i przekazanie pewnej informacji czy ostrzeżenia na zewnątrz". - Wewnętrzny oznacza, że państwo pokazuje obywatelom - spokojnie, bez paniki, ręce nie drżą nam, czyli wojsku. Na zewnątrz jest to komunikat, pewne odstraszanie przed wtrącaniem się - nie myślcie, że u nas jest bałagan, nie wtrącajcie się, możemy zareagować, jesteśmy w stanie podwyższonej gotowości - powiedział Koziej dodając, że ta forma aktywności koreańskich władz ma służyć uspokojeniu sytuacji, aby przejść "przez ten krytyczny moment, jakim jest konieczność ustalenia, kto będzie kontynuował władzę po zmarłym przywódcy".
Źródło: Reuters, TVN24, tvn24.pl