Uciekli przed głodem i przemocą. Zostawili swoje domy, zabrali marzenia o lepszym życiu, ale nie wiadomo, czy te się spełnią, bo po setkach, a nawet tysiącach przemierzonych kilometrów karawanę przywitały protesty, zasieki i biurokratyczna bariera. Uciekinierzy z Gwatemali, Salwadoru i Hondurasu są już na granicy Stanów Zjednoczonych. Przeciwko ich obecności w tym miejscu protestują też Meksykanie. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Głośne protesty, przepychanki z policją, zasieki, druty kolczaste - tak imigrantów z Ameryki Środkowej witają na granicy Meksyku ze Stanami Zjednoczonymi.
"Nie dla inwazji"
"Inwazją" lokalni mieszkańcy nazywają karawanę, która właśnie tu dotarła.
- Rozumiem te protesty, mieszkańcy mają prawo nie zgadzać się z tym, że tu jesteśmy. Ale Meksykanie to dobrzy ludzie, my nie chcemy tu zostać. Tylko się tu zatrzymaliśmy – mówiła Karina Rosales, uciekinierka z Hondurasu. Była jedną z tych, którzy w październiku zostawili cały dobytek i uciekli z rodzinnych krajów.
Imigranci z Gwatemali, Salwadoru i Hondurasu w jednej wspólnej grupie ruszyli do Stanów Zjednoczonych. Według szacunków w karawanie szło od 3 do 6 tysięcy uchodźców zostawiających za sobą ogromną biedę i głód. Powodem do ucieczki była też w wielu przypadkach przestępczość na ulicach środkowoamerykańskich miast.
- To kraje upadłe, które sobie nie radzą z rządami prawa, z porządkiem, z bezpieczeństwem obywateli, które są rozdzierane konfliktami wewnętrznymi, rozpanoszonymi gangami kryminalnymi terroryzującymi ludność – komentował w magazynie "Polska i Świat" Maciej Stasiński, dziennikarz "Gazety Wyborczej".
Ucieczka przed głodem i przemocą
Karen do granicy Meksyku ze Stanami Zjednoczonymi dotarła w weekend. Razem z nią jej kilkuletni synowie. W prowizorycznym obozie znaleźli tymczasowy dom. Z ojczyzny - Hondurasu - uciekli z tych samych powodów, co wszyscy.
- Nie mogłam dłużej pozwolić, by moje dzieci wychowywały się w kraju bezprawia, ucieczka była tragiczna, droga trudna i niebezpieczna, ale to było jedyne wyjście – wyznała Karen Antunez, uciekinierka z Hondurasu.
Teraz na granicy uchodźczą karawanę zatrzymała biurokratyczna bariera. Stany Zjednoczone wpuszczą tylko tych, którzy z pozytywnym wynikiem przejdą procedurę azylową. Jednak wielu, uciekając, nie zabrało odpowiednich dokumentów. Napięcie na granicy będzie trwało także dlatego, że straż graniczna rozpatruje jedynie 100 wniosków dziennie.
- Nie rozwiążemy tego problemu w 10 dni, to potrwa co najmniej pół roku – przekonywał Juan Manuel Gastelum, burmistrz Tijuany.
- Nie jest to przypadek odosobniony, ludzie z tych krajów ciągną na północ, zwłaszcza do USA, od dawna – zauważył Stasiński.
W poszukiwaniu normalności
Symbolem tych ucieczek stała się "bestia" - towarowy pociąg jeżdżący z Gwatemali przez Meksyk pod amerykańską granicę.
Od lat zabiera pasażerów "na gapę". Nielegalnie przedostają się na północ, ryzykując. Cena marzeń o lepszym życiu jest wysoka.
- Byli napadani przez bandytów, obrabowywani, porywani, mordowani, gwałceni, dlatego on zyskał taką ponurą sławę – wyjaśniał dziennikarz "Gazety Wyborczej". Wszyscy, którzy ruszają na pokładzie "bestii", szukają namiastki normalności.
Pedro i Erick z Gwatemali uciekli przed homofobią i prześladowaniami. Do karawany uchodźców dołączyli pod koniec października. Po dotarciu na granicę ze Stanami Zjednoczonymi w Meksyku wzięli symboliczny ślub.
Wierzą, że właśnie zaczynają nowe, lepsze życie.
Autor: momo/adso / Źródło: tvn24