Francesco Schettino, kapitan wycieczkowca Costa Concordia, trafi do aresztu domowego - zadecydował sąd w Grosseto, przed którym przez cały dzień trwało przesłuchanie kapitana. - Ma także zostać przebadany na obecność narkotyków - twierdzi włoska agencja Ansa. Jest obwiniany za zatonięcie statku i spowodowanie śmierci co najmniej 11 osób. Prewencyjnie został aresztowany, ponieważ istniała obawa próby ucieczki.
Schettino został przewieziony do sądu we wtorek przed południem. Przesłuchania przed sądem trwały do wieczora. Jak podał obrońca kapitana, ostatecznie zdecydowano, że nie trafi on do normalnego aresztu, ale nie będzie mógł opuszczać domu.
Aresztowanie kapitana
W piątkowy wieczór ogromny statek wycieczkowy z 4200 osobami, odbywający rejs po Morzu Śródziemnym, rozbił się na skałach przy wyspie Giglio. Prokuratura, która dzień po wypadku wydała nakaz aresztowania kapitana, twierdzi, że wykonał niewłaściwy manewr zbliżając się do wyspy i opuścił pokład, gdy trwała tam jeszcze ewakuacja. Później pomimo ponagleń Straży Wybrzeża nie chciał wrócić, aby koordynować akcję ratunkową.
Kapitanowi postawiono wstępnie zarzuty doprowadzenia do katastrofy statku i jego porzucenia oraz nieumyślnego spowodowania śmierci. Media podały, że w wypadku skazania za zarzucane mu czyny, Schettino grozi do 15 lat więzienia.
Tak, często pił. Każdego wieczoru widziałam jak schodził po schodach wraz z mniej więcej dziesięcioma oficerami. Potem pili z gośćmi. Zastanawiałam się z przyjaciółmi: Skoro oni wszyscy tu są, to kto prowadzi statek? Rogijeh Hajat, rozbitek z Costa Concordii
Z pierwszych ustaleń wynika, że podpłynięcie do wyspy, otoczonej przez groźne dla żeglugi skały, to przejaw brawury i - jak twierdzi prokuratura - "niewybaczalnej lekkomyślności" kapitana, który obrał kurs na Giglio po to, by pozdrowić syreną okrętową mieszkającego tam emerytowanego admirała, jego dawnego przełożonego.
W marynarskiej gwarze gest ten, praktykowany w tym rejonie jako swoisty hołd dla charyzmatycznego wilka morskiego, nazywany jest "ukłonem". Prasa ujawniła, że obrawszy ten kurs kapitan zadzwonił do admirała; prawdopodobnie po to, by zawiadomić go o tym, że Costa Concordia jest w pobliżu.
Poza tym ustalono, że Francesco Schettino podpłynął ku wyspie, by zrobić przyjemność pochodzącemu z niej menedżerowi pokładowej restauracji. Zawołał go na górny pokład, by mógł na popatrzeć na rodzinną Giglio.
"Prowadził gigantyczne statki jak ferrari"
O kapitanie Franceso Schettino piszą obszernie wtorkowe włoskie gazety dopatrując się winy za spowodowanie katastrofy w brawurze i uwielbieniu ryzyka, z czego słynął od dawna. "La Repubblica" podkreśla, że "prowadził gigantyczne statki jak ferrari na autostradzie", jest "samochwałą", ma autorytarny charakter. Podpływanie wielkim statkiem do wysp uważał zaś zawsze za wyzwanie i rodzaj "hazardu".
Zdaniem śledczych, cytowanych przez gazetę, to, że kapitan wpłynął statkiem szerokości 36 metrów w środek korytarza morskiego szerokiego na 68 metrów było niemal przeprowadzeniem go przez "ucho igielne".
Według opowieści niektórych pasażerów, kapitan praktycznie każdego wieczora schodził wraz z grupą oficerów do restauracji i pił zabawiając pasażerów. - Zastanawiałam się wraz z przyjaciółmi: Skoro oni wszyscy tu są, to kto prowadzi statek? - mówiła w wywiadzie dla norweskiej telewizji TV2N Rogijeh Hajat, która uratowała się z tonącego statku.
Ponad 20 wciąż poszukiwanych
Według najnowszych danych agencji Reutera po katastrofie wciąż nie doliczono się ponad 20 osób. Zaginieni to głównie osoby z Niemiec i Włoch. We wtorek znaleziono we wraku statku sześć ciał.
Byłeś na pokładzie Costa Concordii podczas katastrofy? Skontaktuj się z redakcją Kontaktu 24:
Telefon: 22 324 24 24, sms: 516 4444 16, mail: kontakt24@tvn.pl
Źródło: PAP, Reuters