"Jeśli reżim nie może dorwać aktywistów, uderza w rodziny"

Aktualizacja:

Zniszczona ambasada Syrii w Canberze i zdemolowany budynek placówki w Egipcie. Demonstranci atakowali ambasady oburzeni masakrą, jakiej w nocy z piątku na sobotę w mieście Hims dokonały oddziały lojalne wobec syryjskiego prezydenta Baszara el-Asada. - Syryjski reżim jest do tego stopnia podły w swoich działaniach, że jeśli nie może dorwać aktywistów, to uderza w ich rodziny - argumentuje Samer Masri, mieszkający w Polsce działacz syryjskiej opozycji.

W Anglii protesty pod ambasadą Syrii skończyły się przepychankami z policją. W stolicy Australii demonstranci, jak informowała policja, wtargnęli na teren placówki i wyrządzili "znaczne szkody" na parterze budynku. Trzej członkowie personelu ambasady, którzy znajdowali się w budynku w momencie ataku, zabarykadowało się w pokoju, później zostali z niego uwolnieni.

Protestujący zaatakowali także ambasadę Syrii w Egipcie. Demonstranci wdarli się do środka. Kompletnie zniszczyli budynek i sprzęt biurowy, który znajdował się w środku.

Demonstracje odbyły się także w Warszawie. W nocy protestujący zdarli z masztu syryjską flagę, która symbolizuje reżimowe rządy prezydenta Asada. Na murze ambasady namalowano inną - symbol syryjskiej rewolucji. Policja szuka sprawców. Zdjęcia z tej akcji trafiły do internetu.

Przeciw masakrze

Pikiety i protesty to wyraz sprzeciwu wobec Baszara el-Asada. Atmosferę dodatkowo podgrzał fakt, że w nocy z piątku na sobotę oddziały lojalne wobec syryjskiego prezydenta dokonały krwawej masakry w mieście Hims - uważanego za twierdzę opozycji. Zginęło prawie 300 osób. Ponad dwa razy tyle jest ciężko rannych. Szef australijskiej dyplomacji Kevin Rudd potępił tę masakrę, nazywając ją "zbrodnią wojenną".

Nie bez znaczenia są także efekty sobotniego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ, a raczej brak efektów. Nie udało się bowiem przyjąć rezolucji potępiającej krwawe represje w Syrii i domagającej się końca dyktatorskich rządów Asada.

"Reżim jest podły"

Samer Masri, mieszkający w Polsce działacz syryjskiej opozycji mówi dla "Faktów" TVN, że sytuacja w jego kraju jest dramatyczna. Rewolucjoniści nie mają żadnego wsparcia. Wojska wierne prezydentowi zabijają ich lub zastraszają ich rodziny. Ostatnio zaczęli strzelać do dzieci.

- Syryjski reżim jest do tego stopnia podły w swoich działaniach, że jeśli nie może dorwać aktywistów, to uderza w ich rodziny - mówi Masri.

Źródło: PAP, Fakty TVN