Celem reklamy izraelskiej firmy telekomunikacyjnej Cellecom był - jak i każdej innej - promocja i zachęcenie do zakupu. Jednak zamiast dostarczyć pieniędzy, oburzyła mieszkańców Zachodniego Brzegu. Zarzucają jej, że zafałszowuje rzeczywistość. W ramach sprzeciwu postanowili stworzyć własną kontr-reklamówkę.
Mur w izraelskiej miejscowości Bilin, koło Ramallah, zwany "ścianią bezpieczeństwa", oddziela ziemię palestyńską od izraelskiej. Na co dzień strzegą go żołnierze. Pilnują, by nikt nie przekroczył granicy. Często do tego używają siły, m.in. gazu łzawiącego.
Co tydzień, w każdy piątek, pod murem w Bilin odbywają się protesty. Z tego sztucznego podziału nie są zadowoleni mieszkańcy okolicznych terenów, ale też całej Palestyny i Izraela.
Reklama dźwignią handlu?
"Ścianę" w Bilin do promocji postanowiła wykorzystać izraelska firma telekomunikacyjna Cellecom. Stała się ona miejscem akcji, gdzie rozgrywa się reklama. W filmie młodzi, przystojni, uśmiechnięci żołnierze grają przez mur w piłkę. Kontakt graczom z sąsiadami zza ściany, ułatwia oczywiście telefon komórkowy. W reklamówce nie ma śladu jakiejkolwiek walki, krzyków, przemocy.
Wersja beta
To oburzyło Palestyńczyków, jak i Izraelczyków. W szczególności 28-letnią mieszkankę Tel-Awiwu, Ayyad Mediqa. Uważa ona, że film nie pokazuje prawdy. - Gdy zobaczyłam tamtą reklamę, od razu poczułam, że musimy zareagować. Cynizm i brak szacunku wobec cierpienia nie mogą być ignorowane. To, co widzieliśmy w reklamie Cellcomu jest dalekie od rzeczywistości - tłumaczy.
I postanowiła stworzyć kontr-reklamówkę, która pokaże jak sytuacja wygląda na prawdę. - Film, który stworzyłam jest prawdziwy, nie ma tam aktorów. Tutaj (w Bilin) są prawdziwy pakistańscy demonstranci, prawdziwi Izraelscy żołnierze, prawdziwy gaz łzawiący - opowiada.
W nowej wersji filmu też jest gra w piłkę. Kopią ją także młodzi mężczyźni, tyle że z maskami na twarzach. Jeden z nich trzyma w ręku palestyńską flagę. Otoczenie, w jakim trwa "akcja" jest jednak mniej przyjazne, od tego w pierwotnej wersji reklamówki: widać wybuchający gaz łzawiący i zasłaniających twarze ludzi. W przeciwieństwie do oryginału, osoby grające w filmie Mediqi, nie są aktorami, lecz prawdziwymi mieszkańcami regionu.
Autorka broni się, że kontr-reklamówka nie miała na celu sprowokowania izraelskiej armii. - Moim celem było pokazanie trudnej rzeczywistości, jaka panuje. Niektórzy ludzie zarzucali nam propagandę. Cellecom, któremu wysłaliśmy nasz film, nie trudził się nawet by odpowiedzieć. Szczerze mówiąc, nie zaskoczyło mnie to - skomentowała.
Źródło: observers.france24.com, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Nowa wersja filmy youtube.com