Izraelski premier Benjamin Netanjahu i minister obrony Ehud Barak nakazali w 2010 roku siłom zbrojnym rozpoczęcie ostatnich przygotowań do ataku na Iran. Politycy kazali wojskowym wprowadzenie stanu najwyższej gotowości - twierdzą dziennikarze izraelskiej telewizji. Netanjahu i Barak napotkali jednak nieoczekiwanie na opór szefów wojska i wywiadu, którzy odmówili ruszenia z przygotowaniami.
Informacja na temat spięcia polityków i wojskowych pochodzi z krótkiej zapowiedzi dłuższego programu dotyczącego izraelskiego procesu podejmowania decyzji wobec Iranu. Skrót został wyemitowany w niedzielę wieczorem, a całość ma zostać pokazana w poniedziałek wieczorem na izraelskim "Kanale 2".
Godzinny dokument przygotowała znana izraelska dziennikarka śledcza Ilana Dayan, którą "New York Times" nazywa "godną szacunku".
Opór z nieoczekiwanej strony
Do pełnego napięcia starcia polityków i wojskowych miało dojść w 2010 roku, podczas spotkania w wąskim gronie, obejmującym jedynie najważniejszych ministrów i dowódców wojska oraz tajnych służb. Po dyskusji na temat zagrożenia ze strony Iranu, Netanjahu i Barak mieli nakazać ówczesnemu dowódcy sił zbrojnych gen. Gabi Ashkenaziemu wprowadzenie najwyższego, alarmowego, stanu gotowości określanego jako "P-plus".
Dziennikarka twierdzi, powołując się na relację dwóch anonimowych uczestników tamtego spotkania, że wprowadzenie stanu "P-plus" jest równoznaczne z rozpoczęciem ostatecznych przygotowań do operacji zbrojnej, bez możliwości ich przerwania.
Gen. Ashkenazi oraz ówczesny szef Mossadu Meir Dagan mieli sprzeciwić się poleceniu polityków. Argumentowali, że decyzja o znaczeniu tak doniosłym dla kraju i regionu nie może zapaść na nieformalnym spotkaniu w bardzo wąskim gronie. Obaj mieli uznać, że Netanjahu i Barak próbują "ukraść wojnę", czyli rozpocząć ją niejako za plecami większości polityków i bez ich zgody. - Najwidoczniej chcecie podjąć nielegalną decyzję o wszczęciu wojny. Tylko gabinet ma do tego prawo - miał stwierdzić Dagan.
- To nie jest decyzja, którą się podejmuje, jeśli nie jest się pewnym, że chce się wszystko doprowadzić do absolutnego końca. Po zagraniu tego akordu powstanie muzyka - miał ostrzegać podczas narady gen. Ashkenazi, dając do zrozumienia, że po wprowadzeniu stanu "P-plus" wojna staje się nieunikniona.
Politycy ukrócili opór
Ostatecznie do wprowadzenia stanu alarmowego nie doszło za cenę poważnego sporu pomiędzy politykami i najważniejszymi przedstawicielami wojska oraz wywiadu. Kilka miesięcy później gen. Ashkenazi i Dagan "ustąpili" ze swoich stanowisk i odeszli do cywila stając się jednymi z najgłośniejszych przeciwników ataku na Iran. Jak twierdzi dziennikarka, szef Mossadu złożył rezygnację wręcz bezpośrednio po rzeczonej naradzie.
Ehud Barak w wywiadzie z Ilaną Dayan potwierdził informację, że do takiej narady i kłótni doszło. Minister obrony jednak zdecydowanie odrzucił twierdzenie, jakoby wprowadzenie stanu "P-plus" jest równoznaczne z decyzją o rozpoczęciu wojny. - Postawienie sił zbrojnych Izraela na kilka godzin lub dni w stan najwyższej gotowości nie oznacza, że kraj jest zobowiązany do podjęcia ostatecznego kroku - powiedział Barak.
Minister obrony twierdzi, że wraz z Netanjahu usłyszał, iż siły zbrojne nie są pewne powodzenia operacji. - W tym momencie prawdy otrzymaliśmy odpowiedź, że nie istnieje odpowiedni do tego potencjał - stwierdził Barak.
Autor: nsz,mk\mtom / Źródło: Haaretz, New York Times