Zamachowcy, którzy stoją za atakiem na generałów Strażników Rewolucji, korzystają z ochrony sąsiedniego Pakistanu, uważają Irańczycy i żądają prawa do ścigania terrorystów na terytorium sąsiada.
Według irańskiej państwowej telewizji, dowódca sił lądowych irańskiej Gwardii Rewolucyjnej Mohammad Pakpur wezwał do "wydania niezbędnych zezwoleń, uprawniających gwardzistów do zmierzenia się z terrorystami na terytorium pakistańskim".
Nie sprecyzowano jednak, czy zezwolenia takiego miałby udzielić rząd Pakistanu, czy też władze irańskie.
W samobójczym zamachu bombowym, dokonanym w niedzielę w południowo-wschodnim Iranie przez rebelianckie ugrupowanie sunnickie Jundollah (Żołnierze Boga), zabitych zostało 42 ludzi, w tym kilku wyższych dowódców Gwardii Rewolucyjnej.
Jundollah winny
Naczelny dowódca Gwardii Rewolucyjnej Mohammad Ali Dżafari powiedział w poniedziałek, że Jundollah
Członkowie tych grup terrorystycznych regularnie naruszają granicę i dokonują ataków w Iranie. Trzeba uciąć ręce tych, którzy stoją za zbrodniami w południowo-wschodnim Iranie Manuszehr Mottaki
Wszystkie te trzy państwa zaprzeczyły, by miały cokolwiek wspólnego z niedzielnym zamachem - najkrwawszym, jakiego dokonano w Iranie od czasu zakończenia w 1988 roku wojny z Irakiem.
MSZ temperuje
W nieco łagodniejszym tonie o uwikłaniu Pakistanu w zamach wypowiedział się irański minister spraw zagranicznych Manuszehr Mottaki. Przyznał, że organizatorzy zamachu przebywają w Pakistanie, ale dodał, że Iran i Pakistan przeprowadzą rozmowy na temat sposobów rozwiązania tego problemu.
Jak zaznaczył, oba państwa łączy "granica przyjaźni". - Członkowie tych grup terrorystycznych regularnie naruszają granicę i dokonują ataków w Iranie. Trzeba uciąć ręce tych, którzy stoją za zbrodniami w południowo-wschodnim Iranie - oświadczył Mottaki.
Źródło: PAP, lex.pl