Rada Strażników w Iranie przyznaje: były nieprawidłowości w wyborach. Według Rady, w 50 miastach kraju liczba oddanych kart wyborczych przekroczyła liczbę osób uprawnionych do głosowania. Tymczasem władze nie próżnują. W trakcie sobotnich demonstracji w Teheranie zatrzymano ponad 450 ludzi. Nie oszczędza się również dziennikarzy. W niedzielę irańskie władze aresztowały Kanadyjczyka pracującego dla amerykańskiego tygodnika "Newsweek".
Rzecznik Rady Strażników Abbas-Ali Kadchodai w rozmowie z drugim programem irańskiej telewizji IRIB skomentował skargi złożone przez jednego z kandydatów na prezydenta, Mohsena Rezaia. - Statystyki dostarczone przez Mohsena Rezaia, zgodnie z którymi twierdzi on, że ponad 100 proc. uprawnionych oddało głosy w 170 miastach są nieprawidłowe; takie incydenty wystąpiły tylko w 50 miastach - powiedział rzecznik.
Zauważył jednocześnie, że choć liczba głosów, wynikająca z nieprawidłowości sięga 3 mln, "należy ustalić, czy ma ona decydujący wpływ na (ostateczne) rezultaty głosowania".
Przeliczą głosy?
Były prezydent Iranu Mohammad Chatami wezwał w niedzielę do powołania neutralnej i bezstronnej komisji, która zajęłaby się rozpatrzeniem skarg wyborczych.
Kandydaci obozu reformatorów - Mir-Hosejn Musawi i Mehdi Karrubi - domagają się anulowania wyników i rozpisania nowych wyborów. Prezydent Mahmud Ahmadineżad i odpowiedzialne za przebieg głosowania ministerstwo spraw wewnętrznych twierdzą, że wybory były wolne i sprawiedliwe.
Według MSW, Ahmadineżad ponownie zdobył prezydenturę z poparciem ok. 64 proc. Irańczyków. Za Musawim opowiedziało się ok. 34 proc. głosujących.
Rada Strażników zgodziła się na ponowne przeliczenie 10 proc. oddanych głosów
450 zatrzymanych
Po sobotnich demonstracjach w Teheranie zatrzymano ponad 450 osób. Według policyjnego komunikatu, to "awanturnicy, którzy uczestniczyli w niszczeniu publicznej własności".
Według danych opozycji, już wcześniej aresztowano ok. 200 krytyków Ahmadineżada, w tym byłych ministrów, dysydentów, studentów i dziennikarzy. Jednym z nich jest kanadyjski dziennikarz pracujący dla 'Newsweeka". Maziar Bahari, który od 10 lat mieszka w Iranie i relacjonuje wydarzenia z kraju dla "Newsweeka", został aresztowany "bez aktu oskarżenia".
Tygodnik zdecydowanie potępił to nieusprawiedliwione aresztowanie i apeluje do irańskich władz o natychmiastowe uwolnienie dziennikarza.
Zabici i ranni
W trakcie krwawych zajść w sobotę z udziałem demonstrantów i sił porządkowych w irańskiej stolicy zginęło według różnych irańskich źródeł od 10 do 13 osób, a setki zostały ranne. Łączna liczba zabitych od wybuchu protestów 13 czerwca (dzień po wyborach) może wynosić od 18 do 25.
W niedzielę pokonany w wyborach prezydenckich kandydat obozu reformatorów Mir-Hosejn Musawi potępił "masowe aresztowania" swoich zwolenników; wezwał ich na swojej stronie internetowej, by kontynuowali protesty, ale zachowali spokój. - W swoich protestach okazujcie opanowanie. Oczekuję, że siły zbrojne będą unikać nieodwracalnych szkód - napisał.
Solidarni w proteście
Co najmniej tysiąc osób zaangażowało się w niedzielę w Wiedniu w nocne czuwanie na rzecz ofiar powyborczych protestów w Iranie.
Akcja symbolizuje też poparcie dla irańskiej opozycji. Uczestnicy, wśród których znalazło się wiele osób pochodzenia irańskiego, przed austriackim parlamentem palą świece, składają kwiaty śpiewają tradycyjne pieśni.
Niektórzy przynieśli również transparenty, których hasła sprzeciwiają się przelewowi krwi w Iranie: "Nie dla przemocy w Iranie", "Przestańcie bić i zabijać ludzi w Iranie". Inni krzyczeli "Mułłowie muszą odejść!" i powiewali irańskimi flagami.
Źródło: PAP